×

Przy pierwszej ciąży dowiedziała się, że ma raka. Nie myślała, że tak szybko się rozwinie

34-letnia Kim Debling zachorowała na chłoniaka skórnego, a jej stan jest poważny. Czwarte stadium oznacza dla wielu tylko jedno – tykającą bombę, która odlicza dni do końca życia…

Młoda kobieta miała już małą córeczkę Rose, gdy dowiedziała się, że spodziewa się drugiego dziecka. Dziś Harvey ma pół roku, ale ciąża była zagrożona – nie tylko dla matki, ale i dla dziecka. To wtedy Kim zorientowała się, że na jej ciele jest dużo czerwonych grudek, które lekarze zdiagnozowali jako chłoniaka, w pierwszych miesiącach ciąży.

Świat się zawalił, w głowie pojawiło się tysiące pytań

Rak zaskoczył mnie w chwili, której nigdy bym się nie spodziewała. Zaczęłam się zmieniać i wyglądałam jak potwór.

Lekarze nie mieli niestety żadnych złudzeń. Jedynym ratunkiem dla młodej matki był pionierski przeszczep komórek macierzystych. Niestety obecny stan Kim jest tak ciężki, że nie może przejść nawet przez tę procedurę, a dzięki niej mogłaby żyć jeszcze 5 lat…

Kobieta zdaje sobie sprawę z tego, że jej stan jest ciężki

Moja córeczka ma roczek, a synek pół roku. Wiem, że nie będą mnie pamiętać i to lepiej dla nich. Nie chcę, żeby w ten sposób pamiętali mamę. To złamałoby mi serce

Bardzo ciężka i trudna decyzja

Z racji tego, że zdaniem Kim jej dzieci są zbyt małe, żeby ją w przyszłości pamiętać, nie chce budować z nimi więzi, aby córeczka i synek nie cierpieli.

Zastanawiam się, co moje dzieci będą o mnie myśleć i jakie wnioski wyciągną, gdy mnie nie będzie. Ale nadal chcę być najlepszą mamą, jaką mogę być kiedykolwiek. Wiem, że to ciężko wszystko zrozumieć, ale niewiele osób jest w stanie zrozumieć przez co przechodzę.

Początek nierównej walki…

Wszystko zaczęło się w czasie pierwszej ciąży, gdy Kim na talii zauważyła czerwone kropki. Zlekceważyła to i dopiero po kilku tygodniach powiedziała o tym swojemu lekarzowi prowadzącemu. Tak długo starali się o dziecko, że zaczerwienienia na skórze nic dla niej nie znaczyły w obliczu takiego szczęścia.

Ciąża była spełnieniem naszych marzeń, dlatego jakieś tam plamki nic dla mnie nie znaczyły. Dopiero się zaniepokoiłam, gdy doszły one aż do ud. Dostałam skierowanie do dermatologa, ale nie przejęłam się zbytnio. Chciałam się tylko tego pozbyć. W marcu 2016 roku wykonano mi biopsję. Myślałam, że to zapalenie skóry lub jakaś egzema. Nie zamartwiałam się. Ale w maju, gdy byłam w 24. tygodniu ciąży, lekarze powiedzieli mi, że to nowotwór. Kiedy usłyszałem słowo „chłoniak”, byłam całkowicie załamana.

Łzy same napływały do oczu

Moją jedyną deską ratunku było to, że był to wówczas pierwszy etap choroby, co oznacza, że ​​nie był agresywny, więc mogliby leczyć skórę bezpośrednio za pomocą zabiegów. Przechodziłam terapię ultrafioletem dwa razy w tygodniu, do momentu, gdy na świecie pojawiła się Rose.

Leczenie po porodzie

Gdy na świecie pojawiła się Rose, był to najpiękniejszy moment naszego życia. Była tak wspaniałą dziewczynką i czułam się pozytywnie nastawiona do życia i wierzyłam, że uda mi się wszystko pokonać. Wiedziałam, że rak może rozprzestrzeniać się i wracać, ale naprawdę czułam, że mi się udało. Aby leczenie było jeszcze skuteczniejsze w lutym 2017 roku zaczęłam radioterapię.

Kolejna ciąża i kolejny powód do radości

Radość niestety była krótkotrwała… Dzień po tym, gdy wykonała test ciążowy, wyczuła niepokojące grudki w pachwinie. W lipcu 2017 roku wysłano ją na badanie ultrasonograficzne i biopsję. Dowiedziała się wtedy, że w 16. tygodniu ciąży rak powrócił, dotarł do węzłów chłonnych i nie da się wyleczyć…

Cios prosto w serce. Przecież dopiero co zostaliśmy rodzicami i znów czekaliśmy na synka, a ktoś odbiera mi szansę patrzeć, jak moje dzieci dorastają. Nie chciałam, żeby mój ukochany mąż był samotnym tatą. Zasługuje na kogoś, kto go pokocha. To nie jest coś, co planowałam dla siebie na resztę życia. Chcieliśmy razem obserwować, jak dorastają nasze córki. Nigdy nie myślałam też, aby usunąć ciążę, ponieważ z całego serca chciałam poznać moje drugie dziecko…

Wyrok śmierci w tak młodym wieku…

Nigdy nie powiedziano mi, że hormony ciążowe zdecydowanie przyspieszą raka…

W wyniku postawionej diagnozy Kim została ostrzeżona, że ​​pozostało jej tylko kilka miesięcy życia, jeśli przeszczep komórek macierzystych, w których uszkodzone komórki krwi zostaną zastąpione zdrowymi, nie przyjmie się. Jeśli natomiast przeszczep się powiedzie, 34-latka może jeszcze żyć przez 5 lat. Zaczęła się walka. Rradioterapia została wstrzymana i Kim rozpoczęła 18-tygodniową sesję chemioterapii CHOP, która jest stosowana w leczeniu chłoniaka nieziarniczego i jest odpowiednia dla kobiet w ciąży.

To było wyczerpujące. Nie tylko byłam w ciąży, ale miałam wyczerpującą chemioterapię, która mnie wyniszczała, ale kiedy na świecie pojawił się Harvey, właściwie zapomniałam o tej chorobie. W tym momencie znowu byłam mamą, a nie kobietą z rakiem. Czułam się jakbym była na szczycie świata.

Wkrótce po porodzie stan Kim pogorszył się, co oznaczało, że ​​nie była w stanie karmić piersią swojego maleńkiego chłopca. Obecnie poddawana jest radioterapii, rozpocznie chemioterapię i ma nadzieję, że dzięki temu będzie gotowa do przeszczepu komórek macierzystych. Istotne jest to, że dla 34-latki został znaleziony już dawca.

Trzymamy kciuki za to, że przeszczep się uda i Kim będzie mogła cieszyć się ze swojej cudownej rodziny

Może Cię zainteresować