×

„Na stole leżą 2 ciała – matka i wyjęte z jej brzucha dziecko, czekają na balsamację”

W wywiadzie z wp.pl Adam Ragiel mówi o tym, jak wygląda jego praca. Nie ma wiele wspólnego z wysiłkiem, ale nadwyręża go emocjonalnie i widzi codziennie coś, czego my w życiu byśmy nie chcieli. Na jasno oświetlonym stole leżą dwa ciała – matka i wyjęte z jej brzucha dziecko czekają na balsamację. Na taki widok nie można się uodpornić. Pochylony nad ciałami mężczyzna stara się skoncentrować wyłącznie na zadaniu. – Przygotowuję ludzi do drogi, na której sam kiedyś stanę – mówi Ragiel.

Mężczyzna na co dzień jest balsamistą zwłok – jednym z najlepszych w Polsce. Na początku drogi zawodowej dorabiał sobie w zakładach pogrzebowych, dziś każdego dnia obcuje ze śmiercią. W szczerym wywiadzie zwierza się z tego, jak wygląda jego rzeczywistość.

Codzienna praca ze zwłokami…

Założyciel Polskiego Centrum Szkolnictwa Funeralnego wyjawia, jak wygląda praca ze zwłokami. Nie chce, aby w ostatniej drodze zmarli byli traktowani bez szacunku. Jego zdaniem należy się to każdemu, niezależnie od statusu społecznego.

Dziennikarz wp.pl towarzyszył Adamowi w czasie jego pracy. Zauważył, że pracownicy nie są poważni przez cały czas. Gdy nie ma zwłok w pomieszczeniu, potrafią nawet żartować, ale zmienia się to, gdy do pomieszczenia wprowadza się zwłoki. To wygląda zupełnie jak naturalny proces w ich zachowaniu. Nie robią tego na siłę. Zmieniają się z szacunku do zmarłego. Obalony zostaje także mit tego, że w takich miejscach panuje brzydki zapach – nic bardziej mylnego. Higiena pracy jest zachowana na najwyższym poziomie.

Przygotowanie zmarłego

Niewiele osób wie, że ze zwłok trzeba spuścić krew, a w jej miejsce pracownicy aplikują płyn z właściwościami dezynfekującymi, utrwalającymi, konserwującymi i kosmetycznymi. Dzięki temu zmarła osoba wygląda dobrze: oczy nie są zapadnięte, usta nie są otwarte, a skóra nie jest tak sina. Jest także czas na makijaż. Wykonywany jest tymi samymi kosmetykami, których na co dzień używają kobiety.

Czynności sanitarne trwają nieco ponad pół godziny. Razem z balsamacją – około dwóch. Jeśli na stół trafia ciało po wypadku – nawet trzy do czterech godzin. Po takich praktykach zmarły wygląda, jakby żył, jakby tylko się zdrzemnął. Nie przywracamy tylko funkcji życiowych

W krajach zachodnich tego typu praktyki są na porządku dziennym, w Polsce jeszcze nie do końca. Za coś takiego rodzina zmarłego w naszym kraju musi zapłacić około 500 złotych. Jeśli chodzi o Polskę, mamy tylko 60 balsamistów, którzy i tak w większości szkolenia przechodzili u Adama. Niektórzy dzwoniąc w sprawie pracy do mężczyzny, od razu przekreślają swoją szansę na pracę w tym miejscu. Dlaczego? Ragiel nie przyjmuje ludzi, którzy są zafascynowani śmiercią i fakt, że ktoś nie żyje ewidentnie im się podoba, nie chce współpracy z ludźmi niewiedzącymi, czego chcą i takimi, którzy są nastawieni tylko na zarobek. A ten ostatni punkt akurat może być bardzo kuszący, ponieważ balsamista jest w stanie zarobić miesięcznie nawet 20 000 złotych.

Trzeba pamiętać, że taka osoba nie tylko przygotowuje ciała do pożegnania z bliskimi, ale ma też kontakt z rodzinami zmarłych. Bierze na barki ich żal i smutek. Nagle okazuje się, że psychika zaczyna siadać. Samo zajmowanie się zwłokami, nawet po długich godzinach kursów, bywa problematyczne. Przecież pracujemy również nad bezdomnymi, osobami, które nie mogły odpowiednio zadbać o higienę. Niektórzy brzydzą się dotknąć żywej osoby, a co dopiero zwłok

Kulisy pracy

Niestety czasem zdarza się tak, że w zakładach pogrzebowych zmarli nie są traktowani z należytym szacunkiem. Były przypadki, gdy zmarli nie byli ubierani w rzeczy, które dała rodzina, ponieważ trumna nie była otwierana, więc dedukując – nikt nie będzie otwierał trumny i tego sprawdzał. Mężczyzna dodaje także, że niewiele zakładów chce balsamować zwłoki, bo kojarzy im się to ze starożytnością i brakiem rozwoju, a okazuje się wręcz odwrotnie, że dzięki temu zmarli wyglądają tak, jakby tylko usnęli. Kto nie chciałby właśnie tak zapamiętać bliskiej osoby?

Czy wierzy w duchy?

W czasie wywiadu Adam wyznaje, że do ostatniej drogi przygotował tysiące ciał. Przez lata pracy usłyszał setki, jak nie tysiące, opowieści od rodzin zmarłych. Nie do końca w to wierzy, ale szanuje przeżycia innych.

Po dramatycznych wydarzeniach mózg płata nam figle. Zawsze powtarzam bliskim osób zmarłych, że potrzebują modlitwy. Ale nie takiej wyuczonej z książeczki do nabożeństwa, tylko modlitwy własnymi słowami, rozmowy ze zmarłym. Nie można trzymać go przy sobie, trzeba pozwolić mu odejść. Dla naszego własnego dobra. To jest jak rozłąka na jakiś czas

Dodaje także, że jego zdaniem wiele osób myśli, że są nieśmiertelni. Igrają z życiem, drwiąc z niego. Szybka jazda po pijaku i brawura – Adam często zajmuje się balsamowaniem zwłok ludzi z takich wypadków. Dlatego też uważa, że pijany kierowca, który dopuścił się śmierci niewinnych osób, powinien odwiedzać regularnie prosektorium.

Powinien oglądać ciała osób po wypadkach – bezpośredni skutek nieodpowiedzialności jego i innych. A skutki szaleństw na drogach mogą być bardziej dołujące niż potrafimy sobie wyobrazić

Z należytym szacunkiem wykonuje swoją pracę i dlatego uważany jest za specjalistę w tej dziedzinie

Kiedy pracuję na zmasakrowanych zwłokach, od razu myślę o tym, jak będą wyglądać, kiedy skończę. Jeśli mam dobrze wykonać swoje obowiązki, nie mogą mną kierować emocje. To jest wyzwanie. Śmierć np. matki i dziecka to ogromna tragedia. Jeśli mogę ją odrobinę złagodzić bliskim dobrze wykonaną pracą, to robię, co w mojej mocy

Może Cię zainteresować