×

Wybiegła 3 minuty przed zawaleniem się WTC. Później żałowała, że przeżyła

Tragiczna historia „zakurzonej damy”. Marcy Borders miała 28 lat, gdy rozpoczęła swoją pracę w World Trade Center. 11 września 2001 roku mijały cztery tygodnie, odkąd zaczęła pracę w Bank of America. Była dumna z tego, że dostała taką posadę. Feralnego dnia wsiadła do stacji metra o godz. 6.33 razem z innymi pracownikami korporacji. Nie przypuszczała, że za kilka godzin jej życie całkowicie się odmieni.

Tragiczna historia „zakurzonej damy”. Kim była Marcy Borders

World Trade Center, 81. piętro wieżowca – 11 września jak co dzień od czterech tygodni, właśnie tam zmierzała Marcy Borders, 28-letnia matka dwójki dzieci: Noelle i Zaydena. Do pracy dotarła tuż po godz. 8.

Gdy o godz. 8.46 w północną wieżę wbił się samolot linii American Airlines, porwany przez terrorystów, Marcy stała akurat przy kserokopiarce. Samolot uderzył dokładnie 12 kondygnacji nad jej głową. Chociaż sufit drżał, ściany pękały, a w pomieszczeniach pojawił się dym, z głośników słychać komunikat, nakazujący pracownikom pozostanie na swoich miejscach. Ale Marcy nie zamierzała czekać. Rzuciła się do ucieczki.

Zaczęłam panikować. Wszyscy próbowali mnie uspokoić, kazali mi się zrelaksować, wziąć głęboki oddech. Ale budynek tak bardzo się trząsł, że nie mogłam usiedzieć w miejscu. Kiedy czujesz, że wszystko się trzęsie, słyszysz eksplozję i widzisz krzesła czy materiały biurowe, które fruwają za oknem… teraz wiem, że tam byli też ludzie

– wspominała potem w jednym z wywiadów.

Gdy Marcy dobiegła do schodów, był już na nich tłum uciekających ludzi. Tratowali się, płakali, krzyczeli. Niektórzy błagali, żeby im pomóc. Odłamki szkła i metalu wbiły się w różne części ich ciała. Krwawili. Marcy zaczęła płakać, nie wiedziała, jak się zachować. Wtedy usłyszała głosy strażaków.

Uciekaj i nie oglądaj się za siebie!

– krzyknął jeden z nich.

Ucieka. Do wyjścia z budynku udaje jej się dotrzeć dopiero po godzinie. Dokładnie trzy minuty przed zawaleniem wieży.

Moja buzia była wypełnione dymem. Za każdym razem, gdy go wdychałam, zaczynałam się krztusić. Jedno, co powtarzałam sobie w myślach, to: „nie chcę umierać, nie chcę umierać”

– mówiła.

Spośród kłębów dymu nagle wyłonił się Stan Honda, niezależny fotograf pracujący dla AFP. Chwycił Marcy za rękę i zaciągnął ją do holu pobliskiego biurowca. Uratował kobiecie życie. I zrobił zdjęcie. To, które wkrótce obiegło media na całym świecie. Marcy będą odtąd nazywać „Dust Lady” (czyli „zakurzona dama”).

Bała się, że bin Laden ją znajdzie i zabije

Gdy 11 września Marcy wracała do domu promem, wydawało jej się, że za chwilę w prom uderzy pocisk. Trzęsła się ze strachu. Strach będzie jej odtąd towarzyszył przez resztę życia…

Kiedy kobiecie udało się bezpiecznie dotrzeć do mieszkania, marzyła tylko o tym, by mocno przytulić swoje dzieci. Dziękowała Bogu za drugie życie.

Wkrótce zdjęcie Marcy ukazało się na pierwszych stronach gazet. Nikt nie wiedział, kim jest zakurzona kobieta ze sznurem pereł na szyi, wyciągająca przed siebie dłonie w bezradnym geście. Dlatego nazwano ją „Dust Lady”.

Przerażenie, malujące się na twarzy 28-latki, wkrótce stanie się symbolem wydarzeń z 11 września. Gdy Marcy dowiedziała się, że wszędzie opublikowano jej zdjęcie, kobietę ogarnął jeszcze większy strach.

Zaczęłam myśleć, że teraz Osama Bin Laden na pewno po mnie przyjdzie. Ogarnęły mnie szalone przeczucia

– opowiadała.

Kostium, w którym poszła do pracy 11 września, Marcy schowała głęboko w szafie. Nie mogła uwierzyć, że niektórzy przebierali się za „Dust Lady” na Haloween. Popularność zdjęcia z jej wizerunkiem potęgowała cierpienie Marcy.

Ukoić ból

Każdego dnia Marcy popadała w coraz większą depresję. Zamknęła się w czterech ścianach, unikała ludzi, straciła apetyt, wpadała w panikę na widok samolotu. Przed dziećmi udawała, że wszystko jest w porządku. Ale nie było.

Wkrótce Marcy zaczęła topić smutki w alkoholu. Gdy ten przestał działać, zaczęła uśmierzać ból narkotykami. Przez cały czas towarzyszył jej strach. Czytała w gazetach o tym, jak trujący pył zniszczył zdrowie osób, które 11 września i później były w pobliżu WTC. Marcy bała się, że sama zachoruje na raka.

Próbowałam się zabić, biorąc narkotyki. Myślę, że moje życie stało się jednym wielkim śmietnikiem. Brałam tabletki, crack… wszystko, co tylko wpadło mi w ręce. Nie wzięłam tylko heroiny, ale kto wie, dokąd to zmierzało. Może to nie trwałoby długo… Zrezygnowałam z siebie, przestałam się myć. Nie poznawałam siebie, kiedy patrzyłam w lustro

– opisywała.

W końcu Marcy straciła opiekę nad dziećmi.

Oszukać przeznaczenie

W jednym z wywiadów kobieta przyznała, że wolałaby zginąć w zamachu. Wtedy przynajmniej jej dzieci mogłyby otrzymać odszkodowanie. Czuła się opuszczona, pozostawiona na pastwę losu. Ci, którzy cudem przeżyli zamach, zostali pozostawieni samym sobie.

Mimo to Borders dzięki pomocy bliskich udało się wyjść na prostą. Poszła na odwyk, odzyskała córkę. I gdy wydawało się, że wszystko wreszcie zaczęło się układać, Marcy usłyszała wyrok – rak żołądka. Dopadła ją choroba, które tak bardzo się bała.

Po serii badań stało się jasne, że raka wywołał pył w przewodzie pokarmowym. Ten sam, który pokrywał kostium kobiety na słynnym zdjęciu.

Marcy Borders zmarła 24 sierpnia 2015 roku. Była kolejną ofiarą terrorystów.

Warto przypomnieć, że dopiero pod koniec lipca 2019 roku, po trwającej wiele lat batalii, Donald Trump zatwierdził fundusz kompensacyjny dla ofiar WTC.

Fotografie: Twitter

Może Cię zainteresować