×

Przyszła teściowa ciągle „zapominała”, że Sandra jest wegetarianką. Synowa w końcu nie wytrzymała

Z rodziną podobno wychodzi się najlepiej na zdjęciu. Proste przysłowie, ale ma w sobie odrobinę prawdy. Nie wybieramy członków naszej rodziny i musimy się do nich przyzwyczaić albo próbować walczyć. Nie polecamy tego drugiego rozwiązania, bo lepiej żyć w pokoju.

Sandra odkąd pamięta nie za bardzo lubiła się z mamą swojego męża Bartka. Niby wszystko było zawsze w porządku, ale pani Krysia umiała w uszczypliwy sposób zwrócić uwagę wybrance serca swojego syna. Przez pierwsze 5 lat praktycznie się nie widywały, a dopiero po zaręczynach coś się odrobinę zaczęło zmieniać. W tym samym czasie Sandra wyrzuciła mięso ze swojego jadłospisu i trwa w tym przekonaniu już czwarty rok.

„Jak można nie jeść mięsa?!”

Mama Bartka dobrze wiedziała, że przyszła synowa nie je mięsa, ale jakimś cudem zapominała o tym podczas każdej większej uroczystości. Były takie sytuacje, w których dziewczyna czuła się po prostu niezręcznie.

Już dwa lata nie jadłam mięsa, a mama mojego narzeczonego niby ciągle o tym zapominała. Goście siedzą przy stole, a ona do mnie głosem pełnym politowania mówi: „No ja nie wiem, naprawdę. Jak można nie jeść mięsa?”. Za każdym razem odpowiadałam to samo niezmiennie. A ona za każdym razem odpowiadała to samo: „No Sandruś, nic nie mam dla Ciebie. Nawet ziemniaczki polałam tłuszczem. No nie wiem, co mogę Ci dać. Może kanapkę z masłem i pomidorkiem? Ale masła też nie możesz, prawda?”

No ręce mi opadały. Wiem, że robiła to celowo. Nie wierzę, że przez tyle lat ona zapominała, że narzeczona jej jedynego syna nie je mięsa. Nie oczekiwałam wymyślnych dań, ale chociażby pamięci. Nie mogłaby podać zwykłej sałatki? Takiej najprostszej?

Zrozumiałam, że tak będzie już zawsze i że nic nie zmieni jej zachowania. Postanowiłam, że nie będę się tym przejmować, ale nerwy puściły mi po 4 latach takich odwiedzin, gdy byłam w ciąży i hormony szalały w moim organizmie. Poszliśmy na kolejne imieniny. W drzwiach przywitała nas gospodyni i z zasmuconą miną zaprosiła do stołu. Goście już czekali, a on przy wszystkich zwróciła się do mnie: „Sandruniu, miałam dla Ciebie kotlety sojowe, bo Ty mięsa nie lubisz. Stały na blacie, okno było otwarte, wiatr zawiał i spadły na ziemię. Pimpek podbiegł i chciał zjeść, ale to chyba tak niedobre, że nawet pies nie ruszy. No nic dla Ciebie nie mam”.

Miałam dość. Spojrzałam jej w oczy i powiedziałam: „To naprawdę bardzo smutne, że po tylu latach nie jest pani w stanie przygotować dla mnie nawet zwykłych jajek na twardo. Dodatkowo przykre jest to, że jestem w ciąży. Mam siedzieć i patrzeć jak jecie? Wychodzę, proszę następnym razem mnie nie zapraszać”.

Spadł mi kamień z serca. Wiem, że może powinnam ugryźć się w język, ale miałam naprawdę dość. Byłam głodna i chciałam coś zjeść. Czy ja naprawdę aż tak dużo wymagam?

Przyszła teściowa chyba powinna uszanować zdanie Sandry. Co myślicie?

*Zdjęcie ma charakter poglądowy

Może Cię zainteresować