×

W takich warunkach dzieci chore na raka leczą sie w szpitalu – matka pokazała salę na oddziale onkologicznym

O permanentnym niedofinansowaniu polskiej służby zdrowia mówi się od lat. Niestety, wszystkie kolejne rządy tylko udawały, że coś robią, a sytuacja ciągle się pogarszała. Ostatnio rząd Prawa i Sprawiedliwości miał szansę przeznaczyć dwa miliardy złotych na odziały onkologiczne, ale wolał je oddać prezesowi TVP.

Kilkanaście łóżek na całą Polskę

Najlepszą sławą cieszy się Instytut Matki i Dziecka w Warszawie. Rodzice przywożą do niego dzieci z całej Polski w nadziei na konsultację światowej sławy specjalisty, bo właśnie tacy tu pracują. Na oddziale onkologicznym jest zaledwie kilkanaście miejsc i to ma wystarczyć na cały kraj… Personel robi, co może, z braku miejsc w salach, kładzie pacjentów na korytarzach, również tych po chemioterapii. Jak ujawnia matka jednego z małych pacjentów:

Nikt nie marudzi, bo specjaliści są tu znakomici. Każdy zagryza zęby, bo wie, że te warunki to nie wina szpitala

Ogromnej większości dzieci towarzyszą rodzice. Nie przewidziano dla nich miejsca, więc koczują na podłodze. W sali, o ile pacjent ma szczęście się z niej znaleźć, stoi pięć łóżek, wszystkie zajęte. Przy każdym z pacjentów jest przynajmniej jeden rodzic, co liczbę osób stłoczonych na niewielkiej powierzchni podnosi do dziesięciu. Co najmniej, bo jak przyjedzie drugi rodzic i babcia, to mogą się po prostu nie zmieścić.

Szpital w sercu Europy

Patrząc na zdjęcie opublikowane przez dziennikarkę, Natalię Waloch, można odnieść wrażenie, że chodzi o szpital w którymś z krajów Trzeciego Świata. Ale nie, tak się traktuje pacjentów w cywilizowanym kraju w sercu Europy.

W salach dla chorych jest tak ciasno, że nawet nie ma miejsca na walizkę. Sala na zdjęciu to pokój dla najmłodszych dzieci oraz dzieci w trakcie diagnoz.

Jak ujawnia, przyjaciółka poprosiła ją o opisanie dramatycznej sytuacji, w której sama się znalazła. Koczowanie na podłodze może jeszcze dałoby się przeżyć, ale czasem rodzic musi pójść z potrzebą. Albo umyć się choć trochę.

Toaleta dla rodziców jest dwa piętra niżej, w publicznej przestrzeni. Jak rodzic chce się wysikać, musi zostawić dziecko samo. Kiedy moja przyjaciółka była tam z synem, najmłodszy pacjent miał 8 miesięcy. Naprawdę trudno jest zostawić niemowlę w trakcie chemii nawet na 10 minut. Ale najlepszy rodzic musi czasem iść do toalety, więc gna przez korytarze i trzyma kciuki, żeby nie było kolejki, niczego, co przedłuży nieobecność przy łóżku. Prysznic dla rodziców jest w szatni dla pracowników, co pewnie nie ułatwia życia ani pracownikom, ani kąpiącym się rodzicom.

Brakuje lekarzy

Można teraz gdybać, czy gorzej jest koczować na podłodze w szpitalu, gdzie pracują renomowani specjaliści czy leżeć w nowej placówce np. Przylądku Nadziei we Wrocławiu, który wprawdzie zapewnia niezłe warunki, tylko niestety lekarzy brakuje…

W bydgoskim Szpitalu Uniwersyteckim dla odmiany brakuje pielęgniarek, bo dyrekcja oferuje im najniższą stawkę w regionie. Mogłyby je zastąpić pielęgniarki z Ukrainy, ale musiałby nostryfikować dyplom, co w Polsce graniczy z cudem.

No ale najważniejsze, że TVP dostała 2 miliardy złotych. To i wymowny gest posłanki Joanny Lichockiej sprawiło, że rodzicom chorych dzieci puściły nerwy.

Miejmy nadzieję, że sprawa nagłośniona przez portal Warszawa w Pigułce, okaże się pierwszą z wielu i pacjenci zaczną tłumnie domagać się godnego traktowania.

Ostatni rok moja przyjaciółka i jej mąż spędzili ze swoim kilkuletnim synem na różnych oddziałach onkologicznych. Dotąd…

Opublikowany przez Natalię Waloch Wtorek, 18 lutego 2020

Źródła: www.facebook.com, warszawawpigulce.pl

Może Cię zainteresować