×

Kinga chciała sprzedać swoje dziecko za 750 euro. Twierdziła, że nie stać jej na wychowanie go

31-letnia Kinga z Mysłowic nie miała łatwego startu. Prowadziła bardzo skromne życie, w którym bywały dni, że bieda pukała prosto w okno. Starała się jak mogła, ale gdy dowiedziała się, że spodziewa się czwartego dziecka, nie wiedziała, co ma zrobić. Była zrozpaczona i wtedy pomocy zaczęła szukać w Internecie. Tam natrafiła na parę z Danii, która pragnęła dziecka. Niestety, wszelkie próby kończyły się niepowodzeniem. W duńskim prawie była pewna luka, dzięki której można było dopuścić się takiej „transakcji”.

Sprzedała dziecko za 750 euro

Kinga zdecydowała się na sprzedaż dziecka za 750 euro, czyli około 3150 złotych. Myślała, że to plan doskonały, ponieważ jej dziecko będzie mieć dobre życie i niczego mu nie zabraknie, a ona dzięki gotówce zasili domowy budżet. Nie wnikamy w jej psychikę, bo to o czym wówczas myślała, wie tylko ona sama.

Kinga, dokonując „transakcji”, zapomniała jednak o tym, że ze względu na swoją sytuację, jest pod opieką MOPS-u, a co za tym idzie, wszelkie jej zachowania są monitorowane. Najwidoczniej nie pamiętała o tym w momencie, gdy sprzedawała swoje czwarte dziecko…

Wszystko na sprzedaż?

Sprawa miała miejsce w 2014 roku i bardzo szybko MOPS zorientował się, że coś niepokojącego może dziać się z dzieckiem. Dyrektor mysłowickiego MOPS, Sylwia Komraus, w rozmowie z fakt.pl, powiedziała:

Szpital poinformował nas, że dziecko urodziło się zdrowe, ale w domu go nie było. Matka twierdziła, że chłopczyk jest u babci, potem u cioci… Powiadomiliśmy policję. Gdy sprawa trafiła na policję, matka zeznała, że dziecko jest w Danii u ojca. W rzeczywistości wcale tak nie było. Duńskie małżeństwo wspomagało ją finansowo i przysyłało pieniądze na lekarza, ale do szokującej „transakcji” nie doszło. Gdy przyjechali do Polski po tym, jak urodziła dziecko, po prostu je im oddała

31-latka myślała, że nie robi nic złego…

Gdy duńska para przyjechała dokończyć to, na co się umówili, Kinga spanikowała i nie wzięła pieniędzy, myśląc, że to co robi nie jest nielegalne.

Spisaliśmy umowę, twierdzili, że to u nich legalne. Przekazałam im dziecko dwa dni po porodzie

Niestety takie wytłumaczenie nie zadowala prokuratury, która od 2014 roku prowadzi śledztwo w tej sprawie. Elżbieta Tkaczewska-Kuk, szefowa prokuratury w Mysłowicach zdradza: „Grozi za to kara więzienia od 3 lat w górę. Na razie nikomu nie postawiliśmy zarzutów”.

Może Cię zainteresować