×

Lekarka odesłała 2-latkę do domu. Nie minęło 12 godzin, a dziewczynka już nie żyła

Śmierć dziecka to najgorsze, co może spotkać rodzica. Po takim ciosie już nic w naszym życiu nie jest takie, jakie było… Właśnie tak jest w przypadku państwa Bliskich. Jeszcze jakiś czas temu w ich domu słychać było beztroski śmiech małej Moni. Dziś już tylko płacz dorosłych. Dziewczynka zmarła.

Tragiczna sobota

W minioną sobotę, 27 października, 2-letnia Monia trafiła do szpitala w Człuchowie. Dziewczynka miała wysoką gorączkę oraz wysypkę na twarzy. Jej wujek ze łzami w oczach wspomina tamten dzień:

Przyjechałem z pracy po godzinie 14:00. Monisia wyglądała niewyraźnie. Podejrzewaliśmy, że mała ma ospę. Powiedziałem siostrze, że musimy jechać do szpitala

Lekarka bez dokładnego zbadania odesłała ją do domu

Nie czekając ani chwili, wujek zabrał dziewczynkę i jej mamę do człuchowskiego szpitala. Z relacji bliskich dziewczynki wynika, że pani doktor, która pełniła wówczas w szpitalu dyżur, nie wstała nawet zza swojego biurka, aby osłuchać 2-latkę. Ponadto nie zleciła także żadnych dodatkowych badań. Stwierdziła jedynie, że to ospa i odesłała ją do domu.

Po około 40 minutach oczekiwania w kolejce weszliśmy do gabinetu dyżurującej lekarki. Powiedzieliśmy, że obawiamy się, że mała może mieć ospę. Pani doktor, nie wstając nawet zza biurka, kazała siostrze podnieść do góry bluzeczkę Monisi. Potem powiedziała tylko: ospa, ospa, kąpać, kąpać. Cała wizyta trwała może trzy minuty. W tym czasie lekarka nawet nie podniosła się z krzesła. Przepisała tylko białą maść wysuszającą i odesłała nas do domu

Było coraz gorzej

Po kilku godzinach stan dziewczynki znacznie się pogorszył. Cały czas była rozpalona, a na jej ciele pojawiły się fioletowe plamy.

W domu Monisia położyła się spać, ale co jakiś czas budziła się i marudziła. W nocy jej stan gwałtownie się pogorszył. Miała dreszcze, a na jej ciele pojawiły się sine plamki. Lała się nam przez ręce. Stwierdziłem, że musimy ponownie jechać do szpitala

„Dlaczego przywieźliście dziecko tak późno?”

Na izbie przyjęć przyjęła ich ta sama lekarka. Tym razem nawet nie spojrzała na dziewczynkę. Wypisała jedynie skierowanie na oddział dziecięcy. Później sytuacja z chwili na chwilę stawała się coraz bardziej dramatyczna…

Tam zajęła się nią już inna lekarka. Pani doktor zauważyła, że mała ma siniaczki na całym ciele. Zapytała, dlaczego przywieźliśmy dziecko tak późno

Pojechał tylko po rzeczy

Po chwili wujek musiał pojechać do domu po rzeczy Moni. Wtedy nie wiedział jeszcze, że po przyjeździe na miejsce spadnie na niego taka wiadomość. Mała Monia umierała.

Kiedy przyjechałem siostra powiedziała: „ty, oni się pytali, czy chcemy księdza…” Stwierdziłem, że skoro sytuacja jest tak poważna, to pojadę po mamę i bratową. Kiedy przyjechaliśmy… Monisia już nie żyła. Krzyczałem: Monisiu, aniołku, wstań! Niestety…

To było radosne i pełnie życia dziecko

Najbliższa rodzina dziewczynki jest załamana tym, co się stało. Wszyscy jednogłośnie stwierdzają, że mała Monia nigdy nie chorowała i była dzieckiem pełnym życia i radości. Bliscy twierdzą również, że do śmierci Moni przyczyniła się pani doktor, która za szybko postawiła diagnozę i bez jakichkolwiek badań odesłała dziewczynkę do domu.

Komentarz dyrektora człuchowskiego szpitala

Dziennikarze portalu fakt.pl poprosili o komentarz w tej sprawie dyrektora człuchowskiego szpitala – Zdzisława Rachubińskiego. Oto, co miał do powiedzenia:

Doktor Ewa H. pełniła u nas tylko dyżury. Na stałe była zatrudniona w poradni lekarskiej POZ w Debrznie. Na razie nie chcę ferować żadnych wyroków, ale jeśli wersja rodziny okaże się prawdziwa, to taką postawę lekarza względem pacjenta uważam za naganną i nieprofesjonalną. Pacjentkę należało zbadać

Już raz toczyło się wobec niej postępowanie przez izbą lekarską

Do czasu jej wyjaśnienia pani doktor Ewa H. została zawieszona w pełnieniu swoich obowiązków. To jednak nie wszystko. Okazało się także, że przeciwko 62-latce toczyło się już kiedyś postępowanie przed izbą lekarską. Lekarka miała nie rozpoznać u jednego z pacjentów zawału serca. Nie dopatrzono się wówczas jednak żadnych zaniedbań czy uchybień.

Przerażające jest jednak to, że pani doktor nie pomyślała także nawet i o tym, aby w razie jakichkolwiek wątpliwości skonsultować stan małej pacjentki z innym lekarzem. Kilka kroków dalej w sąsiednim gabinecie znajdował się inny pediatra…

Prokuratura wszczęła śledztwo

Wiadomo już, że ruszyło śledztwo w tej bulwersującej sprawie. Prowadzi je człuchowska prokuratura. W rozmowie z Fakt24.pl Tomasz Klukowski z Prokuratury Rejonowej w Człuchowie powiedział:

Toczy się postępowanie przygotowawcze w sprawie spowodowania śmierci 2,5-letniej dziewczynki. Gromadzimy materiał dowodowy w postaci dokumentacji lekarskiej i zeznań świadków. Na środę została zaplanowana sekcja zwłok. Dopiero jej wyniki pozwolą ustalić, co było przyczyną śmierci dziecka. Kiedy będziemy je znali, będziemy mogli ocenić, czy lekarka postąpiła w sposób prawidłowy, to jest czy mogła rozpoznać schorzenie i zapobiec jego ewentualnym skutkom

Lekarka oskarża rodzinę

Gdy sprawa wyciekła do mediów i została przez nie nagłośniona, pani doktor odniosła się do niej na swoim facebookowym profilu. Opublikowała na nim komentarz, w którym oskarżyła rodzinę o to, że to ona przyczyniła się do śmierci małe Moni, przekuwając dziewczynce uszy w domowych, niesterylnych warunkach.

To dziecko miało przekute uszy w warunkach domowych, nie wiadomo w jakiej sterylności, to było powodem infekcji

Znajdował się od pod postem, w którym zapytała śledzące ją osoby o to, czy jest złym lekarzem. Natychmiast zaroiło się po nim też od komentarzy innych osób. Niektórzy bronili Ewy H., a inni nie przebierali w słowach.

Kilka godzin po publikacji tych zarzutów lekarka usunęła wszystkie wpisy na temat śmierci małej pacjentki.

Co na to rodzina?

Rodzina słysząc o tym, o co jest oskarżana, natychmiast odpiera zarzuty. Pan Waldemar, wujek Moni, zapewnia, że dziewczynka miała przekłute uszy w profesjonalnym gabinecie kosmetycznym.

Miało to miejsce 19 października. Sam jestem z zawodu technikiem kosmetycznym i wiem, jak taki zabieg powinien wyglądać. Wszystko przebiegło w sterylnych warunkach, natomiast później codziennie dezynfekowałem uszy Monisi środkiem odkażającym. Nie było żadnej infekcji

Wiadomo już, że za nieumyślne spowodowanie śmierci pani doktor Ewie H. grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności.

Może Cię zainteresować