×

Śmierć dziecka przez zaniedbanie lekarza? Pani Kasia prosiła o cesarkę, ale to zbagatelizowano

Śmierć dziecka przez zaniedbanie lekarza? Wiele na to wskazuje. Pani Katarzyna i jej mąż Marcin Król mają czwórkę dzieci. Troje z nich kobieta rodziła poprzez cesarskie cięcie z powodu odklejającego się łóżyska. Myślała, że i tym razem będzie podobnie. Niestety tak się nie stało.

Lekarz przez cały czas zapewniał, że wszystko jest w porządku

Państwo Królowie o tragedii, jaka ich spotkała, opowiedzieli w programie „Interwencja”. Za to, co się wydarzyło, obwiniają służbę zdrowia. Gdy pani Kasia dowiedziała się, że jest w piątej ciąży, nie posiadała się ze szczęścia. Była pewna, że będzie to chłopiec. Wiedziała też, że nazwie go Adaś. Cała rodzina niecierpliwie wyczekiwała narodzin chłopczyka. Wszystko zostało już przygotowane na jego pojawienie się. W domu czekały na niego ubranka, zabawki, łóżeczko i cała reszta wyprawki.

Już kupiliśmy wszystko: łóżeczko, wózek, wszystko, ciuchy. Byliśmy przyszykowani

– opowiada zrozpaczony ojciec.

Trzy z czterech ciąż pani Katarzyny zakończyło się poprzez tzw. cesarkę. W ostatnim miesiącu pani Katarzyna czuła, że w tej ciąży także niezbędne będzie cięcie cesarskie. Dostała na nie nawet skierowanie. Lekarka prowadząca ciążę nie miała nawet cienia wątpliwości, czy powinna je wystawić. Oczywiście wszystkie badania były prawidłowe.

Gdy w 8. miesiącu poszła do lekarza, była pewna, że coś jest nie tak. Jednak na miejscu lekarz zapewniał ją, że ma jeszcze czas. Rozwarcie wynosiło wówczas 1 centymetr.

Prosiłam: panie doktorze, może zrobimy w końcu tę cesarkę, ale powiedział, że wszystko jest bardzo dobrze i nie trzeba

Śmierć dziecka przez zaniedbanie lekarza? Najprawdopodobniej

Już tydzień później marzenia o większej rodzinie legły w gruzach. Pani Kasia poczuła, że już naprawdę nie ma na co czekać. Znała to uczucie doskonale. Wiedziała, co ono oznacza, więc znów zgłosiła się do lekarza.

Tym razem wizyta także zakończyła się zapewnieniami, że nie ma żadnego powodu do niepokoju. Udała się więc do domu. Kolejnego dnia, zaczęła czuć się bardzo źle. Miała okropne zawroty głowy. Bliscy wezwali do niej karetkę. W rozmowie z reporterami programu „Interwencja” opowiadała:

Wróciłam do domu i na drugi dzień już zakręciło mi się głowie, biało mi się zrobiło przed oczami. Prawie godzinę czekaliśmy na karetkę z Białogardu. W kuchni zaczęli mnie badać, nie mogli mi zmierzyć ciśnienia, bo wszystkie aparaty mieli zepsute. Później zaprowadzili mnie do karetki, by zrobić badanie na Covid. Położyłam się na prawy bok i już zaczął mi brzuch pęcznieć. A jeszcze w kuchni ruchy dziecka czułam, jak mi mierzyli ciśnienie.

Zrozpaczony mąż kobiety, pan Marcin dodał:

Czekaliśmy na dziecko, nie ma dziecka.

Niestety przeczucia kobiety sprawdziły się w najgorszym z możliwych scenariuszy. Łożysko odkleiło się przedwcześnie, więc maluszek nie przeżył. Udusił się.

Sprawą zajęła się już prokuratura. Lekarz, u którego dzień wcześniej była pani Kasia, nie porozmawiał z dziennikarzami programu „Interwencja”.

Źródła: www.polsatnews.pl, mamotoja.pl
Fotografie: Zrzut z Ekranu za: POLSAT/"Interwencja" (miniatura wpisu), POLSAT "Interwencja"

Może Cię zainteresować