Wyniki sekcji i nowe ustalenia w sprawie wybuchu w Szczyrku. „Nie miało ich być wtedy w domu”
Przeprowadzono sekcje zwłok czterech ofiar wybuchu gazu w Szczyrku. Dzisiaj będą badane kolejne ciała. Jak opowiadają mieszkańcy miasta, tego dnia rodzina znalazła się w domu… przypadkowo. Przyczyną były odwołane zajęcia jednej z dziewczynek.
Zginęli od razu
Sekcja zwłok wykazała, że ofiary zginęły natychmiast. Nie miały żadnych szans na uniknięcie tej tragedii.
Prokurator Agnieszka Michulec poinformowała:
Czekamy też na wyniki badań genetycznych, które pozwolą na ustalenie tożsamości ofiar. Biegli powinni w ciągu najbliższego tygodnia dostarczyć nam taką opinię
Wiemy już, że wybuch był przyczyną rozszczelnienia instalacji obok budynku. Firma nie miała pozwolenia na przeprowadzenie prac obok budynku.
Miało ich tam nie być
To, że rodzina znalazła się w domu było totalnym przypadkiem. Jak opowiada znajoma rodziny:
Wojtek tego dnia miał zaplanowaną naukę pływania dla Marcelinki. Po południu, właśnie w czasie tragicznego wybuchu gazu mieli być na basenie. Coś pokrzyżowało te plany, zajęcia się przesunęły. Podobnie 8-letni Szymonek, syn Kasi, która była wtedy w pracy. Od południa był u koleżanki. Do domu wrócił 20 minut przed wybuchem. Zasiadł w swoim pokoiku przy konsoli. Lubił sobie pograć. Jego pokój był tuż nad warsztatem narciarskim.
Sąsiad rodziny również potwierdza tą historię:
Ania, żona Wojtka była ze starszą córką na dniach otwartych szkoły. Jestem dyrektorem tej szkoły. Wyszła przed osiemnastą. Mówiła, że jadą do domu tylko na chwilę coś zjeść i zaraz [iść] na roraty. Młodsza córka miała być w tym czasie na basenie, ale zajęcia z pływania zostały przesunięte.
Okrutny zbieg okoliczności
To, że 8-letni Szymon był w domu również było przypadkiem. Odwołano mu lekcje narciarstwa. Dosłownie chwile wcześniej był w u kolegi. Mama zadzwoniła i kazała mu iść do domu odrabiać lekcje.
Potwierdza to sąsiad z domu obok:
Nasze dzieci chodziły razem do szkoły, Szymon był u nas tego dnia, żona odprowadzała go do domu
Sąsiad opowiada, że kobieta nie może sobie wybaczyć, że puściła chłopca do domu.
Ona płacze teraz, „i po co ja go puszczałam”. Mówię jej, a skąd mogłaś wiedzieć. Półtorej godziny przed tą tragedią zadzwoniła do niej Kasia, mama Szymona i powiedziała: „niech Szymon już idzie do domu, bo musi odrobić lekcje”. Chłopiec, gdyby nie odwołali treningu, tego wieczoru byłby na nartach
Chciała ich ratować
Wojtek Kaim miał siostrę bliźniaczkę. Sąsiedzi wspominają, że przybiegła ona do płonącego domu i próbowała szukać brata w ogniu:
Ela wybiegła z domu. Ona i Wojtek byli bliźniakami. I woła do tego ognia: jest tam ktoś? Odezwijcie się!