×

Rodzice powinni lepiej pilnować dzieci. „Całkiem możliwe, że bym je zabił”

Rodzice powinni lepiej pilnować dzieci. Taki wniosek nasuwa się po tym, co napisał do nas pan Jacek. W liście do redakcji opisał niebezpieczną sytuację na stoku narciarskim, w której sam uczestniczył. Zdecydował się na ten krok, gdy niespełna tydzień temu przeczytał na naszej stronie artykuł o śmierci 5-letniej dziewczynki, która zginęła podczas nauki jazdy na nartach.

Tragedia na stoku narciarskim

15 stycznia w miejscowości Flaine we francuskich Alpach doszło do tragedii. 5-letnia dziewczynka wraz z innymi dziećmi uczyła się jeździć na nartach pod nadzorem instruktora. Cała grupa początkujących narciarzy przebywała wtedy na trasie oznaczonej jako łatwa.

Niestety nagle w dziewczynkę wjechał rozpędzony 40-letni narciarz. Uderzenie było tak silne, że mimo udzielenia 5-latce szybkiej pomocy medycznej, dziewczynka zmarła.

Dziecko stało w kolejce z grupą i miało właśnie skręcić w prawo, kiedy nagle zostało bardzo brutalnie uderzone przez bardzo szybko zjeżdżającego narciarza, który na próżno próbował uniknąć wypadku

– informowała wtedy agencja medialna France Bleu.

Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie zabójstwa z powodu naruszenia obowiązku bezpieczeństwa i ostrożności. Dochodzenie ma potwierdzić, z jaką prędkością zjeżdżał mężczyzna i czy zwracał należytą uwagę na bezpieczeństwo innych.

I właśnie ten tragiczny wypadek na stoku, który opisaliśmy niespełna tydzień temu przywołał wspomnienia u naszego czytelnika.

Rodzice powinni lepiej pilnować dzieci

Jeszcze nie wiadomo, jak zakończy się sprawa 40-letniego narciarza i czy zostanie mu przypisana wina za śmierć 5-latki. Jednak pan Jacek, który napisał do naszej redakcji list, porusza inną ważną kwestię związaną z bezpieczeństwem na stoku narciarskim.

Mężczyzna tłumaczy, że nie zawsze wina leży po stronie narciarza. Czasami to nieodpowiednia opieka nad dzieckiem przez rodziców prowadzi do tragedii.

Matki – rodzice powinni myśleć, aby z dziećmi jeździć tam, gdzie nie ma ruchu narciarzy. Zjeżdżałem z czerwonego szlaku na desce i tuż przede mną wyrosło małe dziecko, krawędziowałem, obsypując niczym z pod pługu dzieciaka, lecz nie wyhamowałem pędu i gdybym je nie złapał pod pachy, to całkiem możliwe, że bym je zabił. Tak je trzymając jechałem jeszcze z jakieś 30m, aby je bezpiecznie postawić, a kiedy je postawiłem, ono się przewróciło i zaczęło lamentować, po chwili dojechała matka. Zatem to nie narciarz jest winien, ale rodzice, którzy nie myślą i pozwalają na odłączenie się od nich dzieciaka

– opisuje swoją historię pan Jacek.

Nasz czytelnik zdaje sobie jednak sprawę, że bezmyślnych i nieodpowiedzialnych narciarzy nie brakuje. Sam widział, jak na trasach, na których dzieci powinny być bezpieczne, zjeżdżają rozpędzeni dorośli, w dodatku po spożyciu alkoholu.

Ale i są na stokach bezmyślni idioci, którzy potrafią jeździć po oślich łączkach, tam, gdzie dziecko powinno być bezpieczne. Jeżdżę na Ukrainę i tam picie alkoholu z piersiówki, czy w knajpkach na szycie stoków narciarskich to normalka, i później tacy zapitalają na krechę czarnymi trasami, na które patrząc z góry, to już lęk, a co mówić zjechać komuś kto niezbyt panuje nad nartami, ale alkohol dodaje odwagi. Tam dopiero tobogany kursują, niczym na ruchliwej autostradzie

– opisuje pan Jacek.

A Wy, jakie macie doświadczenia związane ze stokiem narciarskim? Kto stwarza tam większe zagrożenie – nieodpowiedzialni rodzice, czy bezmyślni narciarze?

*Zdjęcia mają charakter poglądowy
Źródła: www.popularne.pl
Fotografie: Pixabay (miniatura wpisu), Pixabay

Może Cię zainteresować