Nauczyciele przywiązali autystycznego chłopca do krzesła. Przerażony malec nie mógł się ruszyć
Pięcioletni chłopiec z autyzmem był przywiązany do krzesła w szkole specjalnej w Irlandii Północnej.
Zdjęcia, które dotarły do rodziców po czasie, jasno pokazują, jak został potraktowany ich syn
Siedział na krześle w klasie z paskami na wysokości talii i nóg, mimo że nie było ku temu żadnych przesłanek. Inni uczniowie mogli się swobodnie przemieszczać i bawić się, ale nie ten chłopiec. Sprawą zajęły się media, ale bliscy nie chcą dzielić się tożsamością dziecka. Przez tygodnie rodzice nie wiedzieli, co stało się z ich synem i dlaczego nagle posmutniał. Rozjaśniły to zdjęcia ze szkoły i sygnały, które dawało im dziecko.
Kiedy jego rodzice odkryli 10 miesięcy temu, co się stało, poprosili szkołę o przeprosiny i zapewnienie, że działania nigdy się nie powtórzą
Niestety nie doczekali się takich wyjaśnień. Dlatego też skontaktowali się z opieką społeczną, a psychiatra ich syna doradził im, że ich roszczenia są „kwestią ochrony dziecka” i ta sprawa powinna być rozwiązana. Rodzice złożyli oficjalną skargę dotyczącą niedbalstwa i naruszenia obowiązków przez szkołę, władze oświatowe i Ministerstwo Edukacji.
Nasz syn był przywiązany jak zwierzę. Jest łagodnym chłopcem, wszystkie jego oceny pokazują to. Jest sprawny fizycznie i aktywny z pewnym trudnym zachowaniem, ale nigdy nie było potrzeby go w taki sposób związywać. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, co się działo, dopóki nie udało nam się zobaczyć tych okrutnych zdjęć. Nasz syn jest autystyczny i niewerbalny, ale dopóki to się nie zaczęło, zawsze był radosnym, wesołym i bardzo kontaktowym towarzyszem.
Nagle jego osobowość się zmieniła i przez większą część roku ciężko było się z nim porozumieć. W naszym odczuciu był torturowany, przez co stał się zamknięty w sobie. Zaczął mieć ataki paniki, nocne lęki, płakał, dziwnie się zachowywał. Zupełnie inny chłopiec niż ten, którego znaliśmy…
Nie mielibyśmy pojęcia, że został tak potraktowany, gdyby nie inni rodzice, którzy nam o tym powiedzieli. Gdy zapytaliśmy szkołę, oni zaprzeczyli. Nie wydaliśmy pozwolenia na to, aby nasze dziecko było tak traktowane.
Bardzo się martwiliśmy, że zaczął gasnąć z dnia na dzień. Początkowo martwiliśmy się, że może to mieć coś wspólnego z jego autyzmem i to zachowanie miało być częścią jego codziennego życia. To był straszny czas. Zachowanie i cierpienie były tak odległe od naszego kochanego chłopca
W końcu rodzice doszli do tego, że to musi mieć związek jednak ze szkołą i traktowaniem źle ich syna
Skontaktowałem się z pracownikiem socjalnym i psychiatrą i wyjaśnili mi to, czego się obawiałem. To była sprawa dla policji – sprawa ochrony dziecka, kwestia nadużycia zaufania i wydaje mi się, że też nadużycia fizycznego.
Wszystko zaczęło się układać i skontaktowaliśmy się ze szkołą, ale powiedziano nam, że chcieli go tylko chronić. Brak dalszych wyjaśnień i pozornego zrozumienia naszych obaw.
Poprosiliśmy o przeprosiny i zapewnienie, że nigdy się to nie powtórzy, ale nie mamy nic. Spojrzałem na mojego syna i zobaczyłem złamanego małego chłopca. Złamali jego ducha i nie mógł z nimi walczyć, ale dzięki Bogu udało mu się dzięki pewnym znakom, które tylko my rozumiemy, przekazać to, co go spotkało w szkole.
Zabraliśmy naszego syna ze szkoły, a ja uczyłem go w domu i przez całe tygodnie był jeszcze strapiony, ale zaczął się uśmiechać. Jego radość powróciła, niepokój odszedł w kąt i wreszcie mógł wrócić do innej szkoły z innymi nauczycielami.
Tak więc, podczas gdy nasz syn już nie cierpi i nie jest już przywiązany do krzesła za kostki, wciąż walczymy o jego godność i jego prawa, które naszym zdaniem zostały naruszone przez tych, którzy powinni ich chronić.
Chcemy dowieść, że zachowanie w szkole było niedopuszczalne, a do tego, gdy wprost o to pytaliśmy, nikt nie potrafił się z nami skonfrontować. Tak się nie robi, gdy w grę wchodzi dobro dziecka!