×

Prawdziwa historia króla polskiej piłki. Kobiety, alkohol i… smutny koniec

Rządził na boisku, okrzyknięto go najlepszym polskim piłkarzem XX wieku i królem strzelców. Był ulubieńcem publiczności i… kobiet. Gdyby to dziś przyszło mu robić karierę, prawdopodobnie walczyłyby o niego najlepsze światowe kluby. Ale Deyna długo nie mógł wyjechać, zadbali o to komuniści. Prawdziwa historia Kazimierza Deyny to opowieść o niezwykłym talencie i imponującej karierze, którą przerwała tragiczna śmierć.

Prawdziwa historia Kazimierza Deyny

Kazimierz Deyna urodził się 23 października 1947 w Starogardzie na Kociewiu. Deynowie mieli aż dziesięcioro dzieci, w tym jedno adoptowane. Mama zajmowała się domem, a ojciec zarabiał na liczną rodzinę, pracując w mleczarni.

Małego Kazika na mecze zabierał jego starszy brat. Wtedy podawał piłkę Henrykowi i jego kolegom z drużyny. Nikt jeszcze nie przypuszczał, że o tym małym chłopcu kiedyś będzie mówiła cała Polska.

Kazimierz Deyna do szkoły chodził, bo musiał. I taki sam stosunek miał do pracy. Nieustannie wymigiwał się od obowiązków domowych. Ale wszyscy mu to wybaczali i powtarzali, że Deyna urodził się po to, żeby grać. Koledzy  z zakładu obuwniczego śmiali się, że Kazik przychodził do pracy jedynie po to, żeby odpocząć, a tak naprawdę robił to, żeby grać w piłkę w zakładowej drużynie.

Deyna występował m.in. w wojewódzkiej lidze juniorów i seniorskiej drużynie Włókniarza, będąc jednocześnie zawodnikiem kadry okręgu juniorów Gdańskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej. Należał też do seniorskiej reprezentacji Starogardu oraz reprezentacji okręgu gdańskiego. Po prostu grał tam, gdzie mógł to robić. Przyszło mu rozwijać karierę piłkarską w bardzo trudnych czasach.

W 28. minucie październikowego spotkania roku 1977 na Stadionie Śląskim, tuż po tym, jak Deyna strzelił bramkę, został… wygwizdany przez kibiców. Wszystko przez to, że komunistyczne władze opublikowały w gazecie rzekomą wypowiedź Deyny. Włożono mu w usta słowa, których nie powiedział. Słowa, przez które część kibiców „Kakę” znienawidziła. Ich gwizdy Deyna zapamiętał do końca życia. Z murawy schodził ze zmęczoną, przestraszoną twarzą.

Kochał wszystkie kobiety

Dziś niektórzy szydzą z fryzur piłkarzy i zarzucają im przesadną dbałość o wygląd. Ale legenda polskiego futbolu również dbała o swój image. Deyna był elegancikiem i regularnie chodził do kosmetyczki. Podobał się kobietom, a one podobały się jemu. Wszystkie. Deyna po prostu kochał wszystkie kobiety.

Ale życie postanowił spędzić u boku Marioli Polaski, w której zakochał się od pierwszego wejrzenia. Spotkali się na Lotnisku Okęcie. Ale dla żony Deyna nie zmienił kawalerskich przyzwyczajeń. Nadal nie stronił od flirtów i romansów. Kobiety u jego boku zmieniały się jak zdjęcia w kalejdoskopie. Nie było to trudne dzięki ciągłym wyjazdom na mecze i zgrupowania. Koledzy z drużyny kryli Deynę przed żoną.

Przyszedłem po kolacji do pokoju i ujrzałem Kazika z wypiekami na twarzy, a na łóżku jakąś kobietę prężącą się jak kotka, która na mój widok próbowała nieudolnie zasłonić piersi… Opuściłem pokój, zostawiając ich razem. Za chwilę on wyszedł za mną na korytarz i podniecony zakomunikował: „Enzo, będziemy mieli w pokoju pięć kobiet. Jeden z zaprzyjaźnionych polonusów zobowiązał się, że zorganizuje nam ekstrazabawę
– wspominał napastnik Legii, Tadeusz Nowak.
Imprezowy styl życia doprowadził w końcu do rozstania pary.

Kobiety nie były jedyną słabością Deyny. Przegrywał pieniądze w kasynach. Alkohol pił litrami. W końcu spowodował wypadek po pijanemu.

Ówczesne władze dbały o to, żeby Deyna nie wyjechał z kraju przed trzydziestym rokiem życia. Bezpieka interesowała się życiem piłkarza, uważano, że jest potrzebny w kraju i absolutnie nie powinien tęsknić za „zachodem”. Do Stanów Zjednoczonych wyjechał stosunkowo późno, żeby zarobić na emeryturę i szkołę piłkarską dla dzieci, którą chciał założyć w Polsce. Jednak stało się inaczej. Przez oszustwa swojego menadżera Deyna stracił oszczędności życia.

Marzenia o otworzeniu szkoły piłkarskiej dla dzieci nigdy nie spełnił. Zginął po tym, jak zasnął za kierownicą, mając prawie 2 promile alkoholu we krwi.

„Deyna Kazimierz. Nie rusz Kazika bo zginiesz”

Kazimierz Deyna był ulubieńcem kibiców. Autorytetem, któremu nie zaszkodziła nawet łatka kobieciarza i imprezowicza. Chociaż mówiło się, że kochało go tak dużo osób, jak nienawidziło.

Deyna Kazimierz. Nie rusz Kazika, bo zginiesz

– śpiewali kibice.

O oddaniu kibiców świadczy fakt, że nie zapomnieli o nim także po śmierci piłkarza. Deynę pochowano na cmentarzu w San Diego, ale wierni kibice, gdy odwiedzali to miejsce, zostawiali karteczki. Pisali na nich krótkie wiadomości, adresowane do żony zmarłego piłkarza.

Mariolu, zwróć go nam

– prosili.

W końcu Mariola uległa. Prochy Deyny wróciły do Polski.

W Legii Warszawa już nikt nie zagra z numerem 10. Zastrzeżono go dla najlepszego piłkarza w historii klubu.

Może Cię zainteresować