×

Grób zamiast celi. Przez wiele miesięcy szukali zabójcy Ewy, ale już nie muszą…

Rok temu doszło do ogromnej tragedii. Ewa przyjechała do ciotki, ale nigdy nie dotarła na miejsce. Okazało się, że nieznany sprawca potrącił w Janowie 35-letnią Ewę. Śledczy za wszelką cenę chcieli złapać kierowcę, ale nie zdążyli. Teraz mężczyzna, który rok temu potrącił Ewę i zostawił ją w rowie, uciekając z miejsca wypadku, sam zginął na drodze.

Ktoś potrącił 35-letnią Ewę w Janowie

Do tragicznego wypadku doszło w Janowie 12 października 2018 roku. Ewa postanowiła złożyć niezapowiedzianą wizytę swojej ciotce. 35-latka często jej pomagała:

Byłyśmy bardzo blisko. Nie zapowiadała się, tylko po prostu przyjeżdżała. Pomagała mi, zakupy przywoziła. Dobre dziecko

Niestety tamtego dnia nie dotarła do domu ciotki. Od przystanku przeszła tylko kilka metrów. Po 19 potrącił ją jasny volkswaged caddy najeżdżający od strony Żychlina. Najpierw uderzył ją w nogę, przez co Ewa wpadła na maskę.

Świadkowie nie widzieli, kto potrącił Ewę w Janowie

Nie było żadnych świadków zdarzenia. Jedna z kobiet mieszkających nieopodal przyznała, że słyszała coś dziwnego, ale myślała, że to zwierze wyleciało na drogę. To, że nikt nie zainteresował się hukiem wypadku, pomogło sprawcy. Kierowca wyszedł z samochodu i przeciągnął 35-latkę do rowu.

Wypadek zauważył inny kierowca, ale dopiero po kilku godzinach. Najpierw jego wzrok przykuła czapka. Kiedy wysiadł z samochodu i zobaczył kolejne ślady. Najpierw telefon, a później dowód osobisty. W końcu w rowie zauważył Ewę. Wtedy już nie żyła.

Kierowca poinformował służby, a policja natychmiast zabezpieczyła miejsce wypadku. Śladów było dużo: szkło z reflektora, maskownica halogenu, lewe lusterko i kilka innych części. Znaleźli także logo volkswagena.

Policjanci zabezpieczyli monitoring z wypadku w Janowie

Niestety części nie były zbytnio pomocne, bo nie były lakierowane. Policjanci musieli polegać na monitoringu. Jak stwierdza jeden z kutnowskich policjantów pracujący przy sprawie:

W kodeksie postępowania karnego wszystkie te działania nazywane są „czynnościami niecierpiącymi zwłoki”. Trzeba zebrać tyle dowodów, ile się da. Zanim zostaną zatarte, skasowane, zmienione czy zmanipulowane

Śledczy zabezpieczyli kilka zapisów z monitoringu. Niestety cześć była zupełnie nieprzydatna, bo po 19 było już ciemno, co drastycznie obniża jakość nagrań. Jedno wideo narobiło policjantom sporo nadziei. Niestety, ktoś zamkną bramę cukierni przy miejscu potrącenia Ewy. To sprawiło, że droga była kompletnie niewidoczna.

W Janowie nie było samochodu, który potrącił Ewę

Na szczęście pojawił się jeden podobny zapis z przejazdu kolejowego 300 metrów dalej. Samochód, który uderzył w Ewę, przejeżdżał tamtędy tuż po wypadku. Śledczy zobaczyli jasnego dostawczaka. Później typ samochodu potwierdził świadek, który zobaczył po 19 pojazd, który z dużą prędkością jechał przez Janów.

Pomocna była także opinia z volkswagena. Na podstawie części i numeru seryjnego producent stwierdził, że samochód to seat altea albo volkswagen caddy. Na nagraniu było widać ten drugi model. Wyprodukowano go w latach 2009 – 2015. Później przyszła analiza śladów z ciała Ewy. Okazało się, że samochód był srebrny. Zaczęły się poszukiwania:

Na takie sprawdzenia jeździli koledzy z wydziału ruchu drogowego. Wiedzieli, gdzie patrzeć, żeby sprawdzić, czy auto mogło być świeżo po naprawie uszkodzeń powstałych podczas potrącenia człowieka

Niestety poszukiwania na nic się zdały. Samochodu nie było w żadnym okolicznym serwisie.

To Michał B. potrącił Ewę w Janowie?

Policjanci zaczęli szukać ewentualnego sprawcy wśród notowanych. Jeden z nich pasował idealnie. 32-letni Michał B. pochodzący z Żychlina. Odsiedział kilka miesięcy w więzieniu. Był w posiadaniu srebrnego volkswagena caddy z 2011 roku. Policjanci mieli też innych podejrzanych, ale ten trop był najbardziej obiecujący.

Jednak prokuratura nie mogła rozpocząć żadnych działań bez samochodu. Potrzebne były twarde dowody – w tym przypadku pojazd, którym potrącono Ewę. Niestety auta dalej nigdzie nie było. Policjanci obserwowali Michała B. od listopada, ale jeździł innym samochodem. Jednak wierzyli, że w końcu popełni błąd:

Musieliśmy czekać na jego błąd. Nie wiedzieliśmy, że musimy się spieszyć. Gość miał przecież 31 lat i nie chorował

Po kilku miesiącach obserwacja nie przyniosła rezultatu, ale policjanci się nie poddawali. Wisiała nad nimi groźba umorzenia sprawy. Na szczęście pod koniec czerwca Michał B. popełnił błąd, o którym poinformowało towarzystwo ubezpieczeniowe. Michał B. miał w nim polisę na volkswagena. W czerwcu przesłał umowę kupna – sprzedaży. Wynikało z niej, że rok temu sprzedał samochód. Ale śledczy nie zdążyli zatrzymać Michała B.

Na trasie doszło do kolejnego śmiertelnego wypadku

Do drugiego wypadku doszło w lipcu bieżącego roku. Michała B. odwiedził kolega z Anglii. Wynajął wart kilkaset tysięcy samochód i razem z 32-latkiem i drugim kolega ruszyli na imprezę do Łodzi. Okazja była dobra, bo 13 lipca 2019 roku Michał B. miał urodziny. Wracali z niej następnego dnia nad ranem – kierowca był pijany.

26-latek prowadził samochód z ponad promilem alkoholu we krwi. Z dużą prędkością przejechał obok miejsca, w którym zginęła Ewa. Ponad kilometr dalej, po godzinie 5:30, samochód wypadł z drogi i owinął się wokół drzewa.

Kierowcy nic się nie stało, pasażer miał uszkodzony kręgosłup, a Michał B. był nieprzytomny. Śmigłowcem przewieziono go do szpitala w Łodzi. Do szpitala dotarła jego matka. Dowiedziała się, że ma przygotować się na najgorsze. 30 lipca Michał B. zmarł.

Śledczy byli pewni, że znaleźli kierowce, który potrącił Ewę w Janowie

Kobieta dopiero po śmierci syna dowiedziała się o podejrzeniach śledczych:

Po pogrzebie do naszego domu wpadli policjanci. Zabezpieczali coś, szukali jakichś dowodów. Wtedy się dowiedziałam, że łączą go ze śmiercią dziewczyny potrąconej w Janowie

Później prokurator przesłuchał znajomego 32-latka, który miał kupić samochód. Okazało się, że umowa była fikcyjna, a auta nigdy nie widział:

Nie zdążyliśmy przesłuchać Michała B. Rozmawialiśmy za to z jego byłą dziewczyną

Była dziewczyna przyznała, że Michał B. kiedyś przyznał się jej do śmiertelnego potrącenia. Jednak nie miała pojęcia, co stało się z samochodem. Śledczy nadal wierzą, że jeszcze się znajdzie. Teraz muszą umorzyć śledztwo.

Matka Michała B. nie wierzy ustaleniom prokuratury

Pani Małgorzata, mama Michała B. nie jest tak pewna co do jego winy, jak prokuratura:

Mój syn w momencie śmierci był już dorosłym mężczyzną. Nie musiał tłumaczyć się ze swojego życia. Nie wiem o nim wielu rzeczy. Wiem za to, że nie miał szans się bronić przed straszliwym zarzutem. Nigdy nie opowie swojej wersji zdarzeń, nie odniesie się do zebranych dowodów

W rozmowie z mediami podkreślała, że już od dwóch lat nie widziała go w volkswagenie, którym miał potrącić Ewę. Stwierdziła też, że nigdy nie poznała byłej dziewczyny syna, która złożyła obciążające go zeznania:

To idealna sytuacja. Obciążyć winą kogoś, kto już nigdy nie będzie w stanie się bronić

26-latkowi, który spowodował wypadek pod wpływem alkoholu, grozi teraz 12 lat więzienia. Obecnie przebywa w areszcie.

_________________________________
*Miniatura ma charakter poglądowy

Może Cię zainteresować