×

„Robiłam siku, gdy wstałam, zobaczyłam, że na pępowinie wisi moje 14-tygodniowe dziecko”

Każda matka wie, że najgorsze, co może spotkać ciężarną, to poronienie. W najgorszych koszmarach żadna o tym nie myśli, starając się unikać tej wizji niczym ognia. Niestety, życie bywa nieprzewidywalne i niektóre kobiety muszą zmagać się z bólem, jaki niesie poronienie… Niekiedy dochodzi do tego jeszcze traktowanie ze strony personelu, które znacznie odbiega od normy. Poniższe historie są tego najlepszym dowodem. Czy tak to powinno wyglądać?

Poronienie do szpitalnej toalety

Przyjaciółka Olgi, Magda, poroniła do szpitalnej toalety. Rok później sama znalazła się w identycznej sytuacji. Lekarze mówili jej, że musi boleć, a pielęgniarka przecinała pępowinę dokładnie w tej samej ubikacji. Kiedy historia powtórzyła się jej kolejnej przyjaciółce, nie wytrzymała.

Czy tak powinno wyglądać usunięcie płodu? Czy kobiety nie mają już prawa do tego, żeby poronić po ludzku? To pytania, które zaczęła zadawać nie tylko sobie, ale również innym, opowiadając przy tym swoją historię.

Wstrząsająca historia

Olga została przyjęta na oddział około godziny 6:30 rano. Kiedy trafiła na salę, lekarze mieli zaplanowane zabiegi na cały dzień, a co za tym idzie, nie przejmowali się nowo przyjętą pacjentką, choć niejednokrotnie skarżyła się na potworny ból. W końcu środki na uśmierzenie podała jej pielęgniarka.

Podała mi jakiś czopek, który dosłownie i w przenośni był do dupy, bo nie działał. Więc wytrzymałam godzinę, drugą. Ale kolejnej już nie mogłam. Mówię: dajcie mi coś mocniejszego. Słyszę: dostała już pani, to pani musi wytrzymać. To musi boleć. Musi pani to urodzić.

Ostatecznie pacjentce podano globulki dopochwowe, które miały wywołać poród płodu.

Od tego momentu pamiętam przede wszystkim koszmarny ból. Kiedy badała mnie jedna z lekarek, wygięłam się z bólu na fotelu. Zbeształa mnie: no co się pani tak pręży?

Poszłam do toalety zrobić siku. Kiedy wstałam, zobaczyłam, że na pępowinie wisi moje 14-tygodniowe dziecko, dynda nad sedesem

Na szczęście był ze mną mąż, siedział przy toalecie na wypadek, gdybym zemdlała. Krzyknęłam do niego: wołaj położną! Po chwili przyszła do mnie jakaś pani, która zaczęła się zastanawiać na głos: Co my z tym teraz zrobimy?

Dalszy przebieg historii przypominała scenę niczym z horroru, a nie moment poronienia, który moglibyśmy sobie wyobrazić.

Stałam w tej toalecie, zapierając się rękami o ściany, z rozkraczonymi nogami. Przede mną stała pani i odcinała moje dziecko. Do miseczki

Ciąża obumarła i trzeba było wykonać zabieg usunięcia. Basia przeszła w szpitalu przez piekło

Takich historii jest znacznie więcej

Takich historii jest znacznie więcej, jednak zwykle mówi się o nich jedynie w gronie najbliższej rodziny i przyjaciół, dlatego słyszy się o nich tak niewiele. W końcu nie ma to nic spólnego z narodzinami pięknych, zdrowych dzieci, na które wszyscy czekają. Wstyd i niewyobrażalny ból po utracie maleństwa często sprawia, że ciężko jest nam z siebie wydobyć na ten temat chociażby jedno słowo.

Historia Magdy, przyjaciółki Olgi, która rok wcześniej poroniła w tym samym szpitalu

Kiedy Magda zaczęła krwawić, lekarz powiedział jej, że takie rzeczy się po prostu zdarzają i nie ma w tym nic złego. Po chwili podał jej lek na podtrzymanie ciąży. 

Na początku 5. miesiąca mieliśmy brać z narzeczonym ślub. Kilka dni wcześniej krwawienie się powtórzyło. Zdenerwowałam się wtedy już tak bardzo, że mąż zawiózł mnie do popularnego szpitala na Mokotowie

I choć wydawać by się mogło, że specjaliści zrobią wszystko, aby pomóc zdruzgotanej kobiecie, jedyne, co wspomina z tamtego okresu Magda, to fatalna atmosfera.

Pielęgniarka była w jednym pokoju, trzy kolejne miały otwarte drzwi, w czwartym ja leżałam u lekarza. Robił mi USG, zresztą bardzo niedelikatnie, i zapytał w pewnym momencie: który to jest tydzień?

Powiedziałam, a on oburzył się, że to niemożliwe. „Przecież ta ciąża jest mniejsza, co pani opowiada?”. Odpowiedziałam, że podaję mu informacje zgodnie z tym, co mam wypisane w książeczce. „Przecież ta ciąża jest za mała, w ogóle nie wiadomo, czy to będzie żyło”

W międzyczasie pielęgniarka zaczęła do mnie krzyczeć: nazwisko! Imię! Adres! Więc odpowiadałam, mając sondę USG między nogami i taką informację od lekarza w głowie

Badanie na własną rękę

Ciężarna została przyjęta na oddział, gdzie bez żadnej diagnozy przeleżała kilka kolejnych dni. Co jakiś czas jedynie przychodzili do niej lekarze, którzy w kółko powtarzali, że ma „za mało wód płodowych” i nie podejmowali żadnych działań. W końcu nie wytrzymała i wraz z narzeczonym udała się na USG prywatnie. Wtedy poznała wstrząsającą prawdę.

Lekarz mnie bada i nagle zaczyna zadawać pytania: czy były jakieś wady genetyczne w rodzinie? Nie. Czy pracuje pani z substancjami radioaktywnymi? Nie. Proszę pani, tutaj jest triploidia. Dziecko nie ma móżdżku, nie ma nerek, ma trzy palce u stóp. Płód jest kompletnie zmutowany. Bardzo mi przykro

Zalecenia lekarza

Kończąc rozmowę lekarz zalecił parze, by spokojnie wzięła ślub, a kiedy będzie już po wszystkim, poprosił Magdę, aby udała się na badanie genetyczne wód płodowych, które miało potwierdzić diagnozę.

Kiedy świeżo upieczona żona udała się do szpitala, otrzymała środki na wywołanie porodu. Chwilę później zaczął się potworny ból i poronienie, które tak, jak w przypadku Olgi, zakończyło się w toalecie.

Położna powiedziała wcześniej, że tak może się zdarzyć. Powiedziała, żebym w takiej sytuacji nie spuszczała wody, nie patrzyła, wyszła i ją zawołała. Tak zrobiłam. Położyłam się do łóżka, powiedziałam mężowi, że to się stało. Słyszałam, jak pielęgniarki wchodzą do toalety, wyjmują płód, a potem płuczą go pod kranem. Nie zabrały go do żadnego laboratorium, płukały na korytarzu

Nikt nie wyciągnął do niej pomocnej dłoni

Magda doskonale zdaje sobie sprawę, że dziecko nie przeżyłoby do końca ciąży. Mimo to ma żal do personelu, że nikt nie porozmawiał z nią o tym, jak faktycznie będzie to wyglądało. Ma żal o to, że nawet nikt nie zapytał jej, jak się czuje, nie mówiąc już o nieudzieleniu pomocy, której tak bardzo wtedy potrzebowała. Do psychologa musiała udać się sama. To wtedy uszczerbek na jej psychice okazał się być na tyle poważny, że potrzebowała półrocznej terapii u specjalisty.

Nie inaczej było w przypadku koleżanki Magdy i Olgi

Olga i Magda zdecydowały się opowiedzieć o swoich traumatycznych przeżyciach ze szpitala dopiero po tym, jak podobna historia spotkała ich koleżankę. Koleżankę, której ciąża obumarła w 13. tygodniu. W jej przypadku sytuacja wydawała się być jednak jeszcze bardziej dramatyczne.

Ciężarna trafiła na szpitalną salę, gdzie przebywały kobiety spodziewające się narodzin zdrowych dzieci. Kiedy poroniła, poproszono ją natomiast, by sama zachowała płód do momentu przeprowadzenia badań…

Miarka się przebrała: „Mamy prawo poronić po ludzku”

Czas wreszcie powiedzieć: mamy prawo poronić po ludzku. Nie ona pierwsza. Od kilku lat działa Stowarzyszenie Rodziców po Poronieniu, które domaga się szacunku zarówno dla rodzin, które stanęły w obliczu tej tragedii, jak i dla samych nienarodzonych dzieci – podkreśla kategorycznie Olga, która nie może pogodzić się z tym, jak traktowane są ciężarne kobiety

Do całej sytuacji odniosła się także członkini stowarzyszenia, Małgorzata Bronka, która poroniła w 21. tygodniu ciąży. 

Nasze postulaty są bardzo proste: okazanie szacunku, badania w intymnej atmosferze, obecność bliskiej osoby, ograniczenie zbędnej biurokracji, łyżeczkowanie w znieczuleniu ogólnym, pomoc psychologa, dostęp do informacji medycznej, pobyt na sali bez pacjentek w ciąży, pożegnanie z dzieckiem

Obecna sytuacja w polskich szpitalach

Dzisiaj w polskich szpitalach sytuacja na szczęście się już trochę poprawiła. Oczywiście, wciąż wszystko tak naprawdę zależy od tego, na kogo przyjdzie nam trafić, jednak takich zachowań ze strony personelu jest już zdecydowanie mniej.

Prawa kobiet po poronieniu

Warto wiedzieć, że dzisiaj każda kobieta po poronieniu (niezależnie od tygodnia ciąży) ma prawo do pochowania swojego dziecka. Niezbędny w tym przypadku jest jeden z dwóch dokumentów ze szpitala: karta zgonu lub karta martwego urodzenia – tutaj potrzebna jest znajomość płci dziecka. W przypadku drugiego z nich  ma także możliwość rejestracji dziecka w Urzędzie Stanu Cywilnego, a także odebranie zasiłku pogrzebowego w wysokości 4000 złotych i przejście na urlop macierzyński, który może trwać 56 dni od dnia poronienia.

Może Cię zainteresować