Po wprowadzeniu do tego mieszkania dzieci umierały w tajemniczych okolicznościach
W jednym z mieszkań w Krematorsku na Ukrainie toczyła się cicha tragedia rodzin. Przez 10 lat dochodziło tam do tajemniczych zgonów. Pod naciskami mężczyzny, który stracił tam dziecko, rozpoczęto przeprowadzenie badań. Ich wynik mrozi krew w żyłach. Mieszkanie zabijało lokatorów. To, co to robiło, ukryte było w ścianie budynku.
Mieszkanie zabijało lokatorów
Kramatorsk – miasto we wschodniej Ukrainie, w obwodzie donieckim. W 2021 roku liczyło 150 tys. mieszkańców. Z wiadomych przyczyn teraz jest zupełnie inaczej. Jednak zacznijmy od początku. Osiedla mieszkaniowe powstawały tam w pośpiechu, aby zdążyć oddać je przed Igrzyskami Olimpijskimi, które miały się odbyć w Moskwie w 1980 roku. Rozbudowa miast i miasteczek miała spełniać rolę propagandową i wychwalać system gospodarczy ZSRR wśród przyjezdnych gości z zagranicy. Niestety, niespełna 12 lat później miasto było już w zupełnej zapaści.
Jednym z powstałych w tym okresie budynków był dziewięciokondygnacyjny blok, który do dziś znajduje się przy ulicy Marii Prymaczenko. W 1980 do bloku wprowadzili się pierwsi lokatorzy. Wygody jakie panowały w tym budynku: centralne ogrzewanie i winda, ogromnie ucieszyły mieszkańców. Mimo to po kilku latach w jednym z lokali zaczęły dziać się tragiczne wydarzenia. To mieszkanie dosłownie zabijało lokatorów!
Kolejne dziecko zaczęło chorować na te samą przypadłość
Jako pierwsza do nowego mieszkania wprowadziła się rodzina z dwójką dzieci. Już w 1981 umarła nagle 18-letnia dziewczyna z powodu białaczki. Natomiast rok później zarówno jej 16-letni brat i matka. Dodatkowo we wszystkich przypadkach powodem zgonu była białaczka. Ostatecznie lekarze doszli do wniosku, że w rodzinie najprawdopodobniej występowała genetyczna predyspozycja do białaczki. Było to komfortowym i szybkim wyjaśnieniem tej rodzinnej tragedii.
Dodatkowo administracja bloku szybko przydzieliła lokal nr 85 kolejnym mieszkańcom. Nie minął nawet rok, jak kolejne dziecko zaczęło chorować na te samą przypadłość – na białaczkę. Niestety również zmarło. Zdesperowany ojciec postanowił przeprowadzić własne śledztwo. Dodatkowo, wybuch reaktora w czarnobylskiej elektrowni, przyczynił się do tego, że mężczyzna domagał się, aby dokonać w mieszkaniu 85 badania pod kątem radioaktywności.
W części ściany odnaleziono radioaktywny cez-137
Podejrzenia okazały się trafne. W rzeczywistości poziom napromieniowania w mieszkaniu znacznie przekraczał normy.
Przy wejściu do bloku odczyt wynosił 40 µR/h. Im bliżej pokoju dziecięcego, tym wskaźnik był wyższy, aż wreszcie koło ściany pokazał 200 rentgenów na godzinę.
– wspominał wizytę z dozymetrem Lekarz Nikołaj Sawczenko.
Najwyższy poziom promieniowania zanotowano w pokoju dziecięcym mieszkania nr 85. Problem tkwił w murze, a jego dokładną lokalizację wskazywała niewielka przyciemniona plamka na dywanie wiszącym na ścianie. Rozkuto więc część ściany i przewieziono ją do Instytutu Badań Jądrowych w Kijowie. Wewnątrz betonowego bloku znaleziono kapsułkę cezu-137 z miernika poziomu radioizotopów. Dodatkowo nr. seryjny doprowadził do kamieniołomu karańskiego, skąd wydobywano materiał, który następnie był podstawą żelbetowych konstrukcji.
Okazało się, że pod koniec lat 70-tych zginął tam jeden z mierników z cezem-137, którym badano zawartości radioizotopów w ziemi. Dodatkowo, zgodnie z procedurami wstrzymano pracę i rozpoczęto poszukiwania radioaktywnego urządzenia. Niestety, zbliżała się Olimpiada, a przestój w pracy nie mógł być dłuższy niż kilka dni. Prace wznowiono, ostrzegając jednocześnie odbiorców w Moskwie, aby sprawdzali kolejne partie budulca.
Incydent krematorski kosztował życie życie czwórki dzieci i dwóch dorosłych, a kilkanaście kolejnych osób zostało silnie napromieniowanych.