×

Od kilku lat mieszka w domu z „żywym trupem”. Matka właśnie tak opisuje stan swojej córki

Patrzenie na cierpienie własnego dziecka, jest czymś niewyobrażalnie bolesnym, nawet jeśli był to jego świadomy wybór. W takiej sytuacji nie liczy się nic, tylko to, aby mu pomóc. Robi się wtedy dosłownie wszystko…

Nikt nic nie zrobił

Doskonale wie o tym Pani Hanna z Warszawy. W rozmowie z redaktorką portalu onet.pl opowiedziała o swoich zmaganiach z uzależnieniem narkotykowym jej córki. Najgorsze w tej historii jest to, że instytucje, które także powinny pomóc, nie zrobiły dosłownie nic…

Obiecująca przyszłość

Pani Hanna urodziła swoje dzieci 21 lat temu – bliźniaki. Chłopiec oraz dziewczynka. Córeczka pojawiła się na świecie jako druga z delikatnym niedotlenieniem. We wczesnym dzieciństwie u Marysi zdiagnozowano też ADHD.

W podstawówce była bardzo energiczną dziewczynką, trenowała akrobatykę i cały czas pozostawała pod opieką psychologa. Była naprawdę dobra w tym, co robiła. Po tych szczęśliwych latach poszła do gimnazjum i wtedy zaczął się koszmar…

Nie minęły 3 miesiące, a Marysia rzuciła akrobatykę. Zamiast niej wybrała starsze i niekoniecznie dobre towarzystwo, imprezy, alkohol, dopalacze i narkotyki… Najgorszy koszmar rodziców.

Zadzierała nosa

Od taty często dostawała drogie prezenty, np. markowe ubrania czy najnowsze gadżety. Bardzo lubiła się nimi chwalić, była też troszkę egoistyczna…

Szybko zdała sobie sprawę, ze swojej kobiecości. Za szybko. Eksponowała ją już w bardzo młodym wieku. Kiedy jej mama zwróciła na to uwagę w szkole, że dzieci nie powinny się tak wyzywająco ubierać i malować, powiedziano jej, że najważniejsze, że się uczą…

Pierwszy raz

Pani Hanna ze smutkiem wspomina wieczór, w który jej córka prawdopodobnie pierwszy raz coś wzięła. Kiedy wróciła do domu była roześmiana, a jej oczy były duże i błyszczące. Nie chciała nic jeść i szybko zamknęła się w swoim pokoju. Bardzo długo spała. Gdy w końcu się obudziła, jej humor był całkowicie inny… Była bardzo zmęczona i smutna. Mama chciała z nią porozmawiać, ale ona uciekła.

Teraz po latach Pani Hania sądzi, że to wtedy właśnie się zaczęło, ale jej córka nauczyła się idealnie kamuflować…

Nikt tego nie widział

Marysia doskonale udawała, że nic się nie dzieje. Jej zachowanie było poprawne, choć stroniła od rodziny. Dlatego nikt niczego nie podejrzewał. Mama, nauczyciele, ani nawet psychologowie, do których wciąż uczęszczała. Ewentualne dziwne czy agresywne zachowania zwalano na dojrzewanie.

Zaczęło się

W pewnym czasie zaczęły się wyjścia z domu na wiele godzin, a nawet powroty do niego po kilku dniach. Zrozpaczona mama zawiadamiała policję. A Marysia? Marysia nic sobie z tego nie robiła. Wracała i rzucała się na łóżko bez tłumaczenia.

Pani Hanna próbowała do niej dotrzeć na różne sposoby. Bezskutecznie. Prosiła o pomoc psychologów, pedagogów. Nic nie pomagało. Poszła nawet do szkoły, aby uświadomić dyrekcji, że niektórzy uczniowie mogą mieć problem z narkotykami. Nie było reakcji, została zbyta. Notowania gimnazjum były zbyt wysokie… Wszystko zwalono na nieudolność matki.

Czas mijał…

Nigdy nie udało się uzyskać nakazu leczenia od sądu. Pani Hania sama musiała zabrać córkę na terapię. Zrobiła to po raz pierwszy, gdy Marysia miała 16 lat. Przyjmowano ją 8 godzni – nie miała zamiaru podpisać zgody na przyjęcie do ośrodka. To było straszne. Była agresywna, przeklinała, uciekała. Wszystko przez głód narkotykowy…

W końcu podpisała – po dużej dawce leków uspokajających. Została tam przez 12 miesięcy – tyle trwają umowy z NFZ. Ona potrzebowała jednak znacznie więcej czasu – przynajmniej 2 lat…

Kolejna próba

Pierwsza próba nic nie dała. Marysia dotarła do punktu, w którym znalazła się na skraju życia i śmierci.

Mama postanowiła zawalczyć jeszcze raz. Złożyła wniosek w sądzie rodzinnym o przymusowe umieszczenie córki na zamkniętym oddziale psychiatrycznym. Jako uzasadnienie podała, że jest ona zagrożeniem dla samej siebie oraz dla rodziny. Maria nie chciała spotkać się z psychiatrą, dlatego pani Hanna zaprosiła go do domu. Córka kazała mu „wypier…”. Wniosek odrzucono. Marysi wciąż nikt nie pomógł. Dalej jest z nią źle. Ona nie żyje, a po prostu wegetuje… Jej stan można określić, jako bycie „żywym trupem”.

Całą winą w dalszym ciągu obarczają mamę dziewczyny, jej nieudolność w opiece nad córką, choć tak naprawdę to ona jako jedyna robiła wszystko, aby jej pomoc. Niestety, nikt nie chciał pomóc jej…

*Zdjęcia mają charakter poglądowy

Może Cię zainteresować