×

„W końcu czuję się kochany”. Mężczyzna odszedł do innej, ale wini za to swoją żonę

Wczoraj pisaliśmy o kobiecie w związku i bardzo szybko do redakcji spłynęło kilka wiadomości od mężczyzn, którzy poczuli się niezbyt komfortowo w tej sytuacji. Wielu z nich uważa, że ich żony po ślubie się także zmieniają. Tadeusz opisał swoje doświadczenie w wiadomości do naszej redakcji.

„Wiem, jak to wygląda… większość kobiet myśli, że małżeństwa rozpadają się z winy mężczyzny”

Nie jest tak do końca, choć uważam, że częściej to właśnie my odchodzimy od kobiet i dziś postaram się trochę wytłumaczyć wam, dlaczego tak myślę.

Naprawdę kochałem żonę i myślałem, że to będzie ta jedyna na całe życie. Doczekaliśmy się dwójki wspaniałych dzieci, ale to niestety nie udało się na dłuższą metę. Nawet byliśmy na terapii, ale ona nic w tym przypadku nie pomogła. Nie dawałem rady i musiałem odejść – nie do innej, ale od mojej żony.

Wszystko zaczęło się tuż po porodzie. Moja żona przestała mnie zauważać, a zwracała się do mnie tylko w trzeciej osobie liczby pojedynczej „Co tatuś taki smutny?”, „A tatuś będzie coś jadł czy tak będzie siedział bezczynnie?”. Nie czułem się jak facet tylko jak pomoc domowa lub ktoś z dalekiej rodziny. Oczywiście, że zdawałem sobie sprawę z tego, że życie po pojawieniu się dziecka ulega zmianie, ale nie myślałem, że aż tak. Koniec ze spontanicznymi wypadami, seksem na blacie w kuchni i gapieniem się w gwiazdy, trzymając się za ręce. Rutyna wdarła się niespodziewanie i zajęła całe nasze życie.

Pomyślałam sobie, że to ja muszę wyciągnąć pierwszy rękę i do mnie należy to zadanie, dlatego proponowałem wielokrotnie kino, wyjście na spacer, zrobienie czegoś razem we dwójkę bez dziecka, bo przecież miało ono opiekę i była jedna babcia i druga i twoja siostra ale nie chciałaś tego, wolałaś siedzieć z dzieckiem w domu.

Niestety problem pojawił się też na płaszczyźnie mojej pracy, która nie dawała mi już tyle satysfakcji. Walczyłem z tym, aby nie myśleć o tym, że szef mnie nienawidzi a inni życzą mi w pracy najgorzej, tylko chciałem robić to dla was. Niestety brak twojego wsparcia także dał mi się we znaki. Gdy zwierzałem ci się, że mam dość tej pracy i najchętniej bym ją zmienił, ty wtedy krzyczałaś mi w twarz: „A kto będzie na nas zarabiał?!”

Niestety życie erotyczne także zmieniło się diametralnie, a wręcz można powiedzieć, że w ogóle go nie było. w pewnym momencie odniosłem wrażenie, że potrzebowałaś mnie w małżeństwie tylko po to, aby zajść w ciążę. Każde zbliżenie było dla ciebie problemem i mówiłaś, że nie teraz, że nie dziś, że jutro, że dziecko, że boli cię głowa… Więc już przestałem prosić.

Były momenty, że wybuchłem i wypominałem ci wszystko – tego nie powinienem robić, ale ja też się liczę w tym związku. To, że nie urodziłem dzieci, nie oznacza, że jestem mniej ważny. Chciałem być zauważony, zrozumiany, kochany i chciałem żony, którą miałem przed ślubem – takiej, która spędza ze mną czas, kocha mnie, adoruje i dla mnie się stroi.

Coraz częściej w kłótniach strofowałaś mnie, upominałaś i traktowałaś jak dziecko, które niczego nie rozumie, ale Ty wiesz wszystko najlepiej. Nie imponowałem ci. Wykastrowałaś mnie emocjonalnie…

Przez kilkanaście miesięcy od pierwszej ciąży nie kochaliśmy się. Gdy w końcu wylądowaliśmy w sypialni, drugi raz zaszłaś w ciążę i wiedziałem, że tym razem będzie jeszcze gorzej. Niestety miałem rację, a ty oddalałaś się ode mnie coraz bardziej. Potrzebowałem rozmowy i dlatego zacząłem rozmawiać z Weroniką – koleżanlą z pracy. Ona też jest matką, która samotnie wychowuje małego synka. Nie wiem kiedy, ale zakochałem się w niej.

Wiem, że to zabrzmi głupio, ale teraz czuję się kochany, rozumiany i naprawdę potrzebny. Weronika też jest matką, a umie rozdzielać ten czas i okazywać emocje i dziecku i mnie. Gdy powiedziałem żonie, że odchodzę i zostawiam jej wszystko, ona wpadła w dziki szał. Powiedziała, że jestem niewdzięczny, że nie potrafię docenić tego, jak bardzo się poświęciła. Niestety ona nie widziała, że ja także poświęciłem bardzo dużo ze swojego życia po to, aby nasza relacja była lepsza. Nie wiem, jak będą wyglądały nasze kontakty, ale wiem, że nigdy nie chcę, aby moje drugie małżeństwo wyglądało tak jak pierwsze.

Męski punkt widzenia. Czy Tadeusz Waszym zdaniem ma rację?

Może Cię zainteresować