×

Największa polska rodzina na Ukrainie żyje za niespełna 750 zł. „My wegetujemy”

Największa polska rodzina na Ukrainie liczy 12 osób i mieszka w dramatycznie złych warunkach. Utrzymują się z jednej pensji i pomocy charytatywnej.

18 kilometrów od granicy

Rodzina Barnusiów mieszka w Mościskach, oddalonej o 18 kilometrów od granicy polsko-ukraińskiej. Jak głosi legenda, Stalinowi przy wykreślaniu granicy w tym miejscu ręka drgnęła. W rezultacie wytyczona po II wojnie światowej granica rozdzieliła rodziny. Do dziś Polacy stanowią 36% ludności skupionych na tzw. „Zakościele”, jak nadal nazywają Mościska.

Właśnie tam w tragicznych warunkach, w dwupokojowej ruderze bez łazienki, na 32 metrach kwadratowych mieszkają państwo Barnusiowie z dziesięciorgiem dzieci. Te z nich, które już osiągnęły wiek szkolnym uczą się w polskiej szkole nr 3 w Mościskach.

Rodzina cały czas się powiększa. Ostatnio na świat przyszedł najmłodszy synek. Jak wyjaśnia pani Barnuś, dzieci to największe szczęście:

Dla mnie dzieci to jest wszystko. Lubię dzieci. Może ktoś tam sobie myśli: o, rodzi rodzi, a nie ma gdzie, ale ja wiem? Nie wiem, ja mówię, jesteśmy rodziną religijną i jak Bóg daje… A są przecież ludzie, którzy nie mają dzieci, a chcą. I też się nad tym zastanawiałam, czemu im nie daje, tylko mnie. No ale każdy ma swoje przeznaczone…

10 dzieci w jednym pokoju

Jak ujawnia Maria Barnuś w rozmowie z Wirtualną Polską:

Życie na Ukrainie jest trudne. Nie ma wsparcia od państwa dla takich wielodzietnych rodzin jak nasza. W innych wioskach w okolicy Mościsk jest bardzo dużo takich ludzi jak my, którzy żyją w wielkiej biedzie, nie mają na chleb, mieszkają w strasznych warunkach.

Dom państwa Barnusiów ma przeciekający dach, cała rodzina gnieździ się w jednym pomieszczeniu, co staje się coraz większym problemem w miarę gdy dzieci dorastają. Jak ujawnia matka:

Ciężko się tutaj mieszka, bo jest za mało miejsca. Kiedy dzieci zaczęły dorastać, zrobiło się bardzo ciasno. Synowie i córki potrzebują już swojej własnej przestrzeni, prywatności. Nie mamy łazienki, toaleta jest poza domem. Myjemy się w dużej misce, ciepłą wodę wlewamy wiadrami. Młodsze dzieci kąpią się dwójkami, starsze osobno. Ludzie nawet sobie nie wyobrażają, że tak można żyć. Kąpiel w wannie czy pod prysznicem to luksus, marzenie. Najmłodsze dzieci to nawet nie wiedzą, jak wygląda prawdziwa łazienka. Ogrzewamy się gazem, który jest bardzo drogi na Ukrainie. Jedzenie też jest drogie. Mamy swoje pole, na którym rosną buraki, ziemniaki, marchewki. Czasami ktoś z wioski pomoże i dostaniemy jajka czy mięso na niedzielę.

Dzięki temu, że ojciec rodziny pracował za granicą, zaoszczędził wystarczająco dużo pieniędzy, by wybudować studnię. Ale wraz z nadejściem pandemii, skończyły się możliwości zdobycia zagranicznego kontraktu. Stanisław Barnuś musiał podjąć pracę w piekarni we wsi oddalonej o kilka kilometrów od Mościsk. Jak ujawnia jego żona:

Mąż zarabia miesięcznie 5,5 tys. hrywien, to w przeliczeniu niespełna 750 zł. Na Ukrainie jest też taka pomoc od państwa, jak w Polsce 500+. Tutaj dostaje się na jedno dziecko 1,2 tys. hrywien, czyli mniej więcej 160 zł. To są nasze wszystkie dochody. My nie żyjemy, my wegetujemy.

Przeprowadzka do Polski

4 lata temu rodziną Barnusiów, prawdopodobnie najliczniejszą polską rodziną na Ukrainie zainteresowała się Fundacja Studio Wschód. Dzięki jej staraniu, dla wielodzietnej rodziny znalazł się dom we wsi Głębowice na terenie gminy Wińsko w województwie dolnośląskim. Dom o powierzchni 200 metrów kw. osobiście wyszukała wójt gminy, Joanna Krysowata.

Jest gotowy na przyjęcie rodziny, jednak Barnusiowie przyjadą tylko z podręcznym dobytkiem. Pieniądze na wyposażenie domu i artykuły pierwszej potrzeby zbiera dla nich Fundacja Studio Wschód. Jak wyjaśnia przedstawiciel fundacji:

Liczymy, że w czerwcu uda się sprowadzić Barnusiów do Polski. Jest dla nich dom, ale stoi pusty, trzeba go wyposażyć w najpotrzebniejsze sprzęty, łóżka, biurka. Dlatego zorganizowaliśmy zbiórkę, żeby skompletować dla nich „wyprawkę” na nowy start.

Kiedy rodzina Barnusiów dowiedziała się o perspektywie przeprowadzki do Polski, nie mogła uwierzyć swojemu szczęściu. Jak ujawniła Maria Barnuś:

Wszyscy popłakaliśmy się z radości i wzruszenia. To było nasze jedyne i największe marzenie, żeby mieć większy dom, w którym dzieci będą mieć swoje pokoje, gdzie będzie prawdziwa łazienka i kuchnia. Córki i synowie mówili, że wreszcie się normalnie umyją i wyśpią we własnych łóżkach. W Polsce nam będzie lepiej niż na Ukrainie. Tam jest nasze miejsce i nasz dom. Czekam na dzień, w którym wreszcie będziemy mogli się przeprowadzić i zostawić to życie za sobą.

Kobieta przyznaje, że nie liczy na entuzjastyczne przyjęcie w Polsce, którą zawsze uważała za swoją ojczyznę i emocjonalnie nigdy nie przestała być jej częścią. Jak ujawnia, otrzymała wiele zniechęcających wiadomości po tym, gdy na YouTube ukazały się nagrane przez wolontariuszy Fundacji Studio Wschód filmy o życiu rodziny:

Ludzie pisali, że jesteśmy patologią, że jak przyjedziemy do Polski, to zabiorą nam synów i córki, bo je męczymy. Popłakałam się, gdy przeczytałam, że mam więcej dzieci niż zębów. Nikt z tych ludzi nie przeżył moim życiem ani jednego dnia, więc dlaczego tak nas osądzają? My nie wyciągamy rąk po pieniądze, nie uważamy, że coś nam się należy tylko dlatego, że mamy dużo dzieci. Opowiedziałam moją historię, bo wierzę, że są ludzie dobrej woli, którzy po prostu chcą pomagać innym. Dziś ktoś pomaga nam, kiedyś ja i moje dzieci pomożemy innym, bo wierzę, że dobro powraca.

Źródła: polskieszosy.pl, www.studiowschod.pl, www.youtube.com, kobieta.wp.pl
Fotografie: YouTube (miniatura wpisu), YouTube

Może Cię zainteresować