×

„Najgorsze były piękne i młode strażniczki”. Tak wyglądało życie w obozach dla kobiet

Ravensbrück to miejsce, w którym naziści w wyjątkowo okrutny sposób upadlali kobiety. Miejsce, które było dla nich prawdziwym poligonem doświadczalnym. To właśnie tam kobiety zmuszane do katorżniczej pracy ginęły z wycieńczenia, a esesmańskie zbrodniarki odbywały specjalne szkolenia wyrządzając potworne cierpienia wychudzonym więźniarkom. Więźniarkom, które mimo wszystko nie dawał się złamać pomagając potrzebującym, ucząc się czy tworząc i nawiązując przyjaźnie na dobre i na złe. O niezwykłej społeczności kobiet odpowiedziała Magdalena Knedler w książce pt. „Moje przyjaciółki z Ravensbrück”.

Przerażające statystyki

Do Ravensbrück trafiło ponad 130 ts. kobiet 27 różnych narodowości. Pierwsze z nich były wrogo nastawione do hitleryzmu Niemki i niemieckie Żydówki, które trafiły tam jeszcze przed wybuchem wojny. Niedługo później dołączyły do nich Romki i Sinti, później kobiety innych narodowości. Największy transport Polek (około 12 tys. więźniarek) dotarł na miejsce po ewakuacji Warszawy w czasie powstania warszawskiego. Niedługo potem w Ravensbrück przebywało jednocześnie 36 (według niektórych szacunków nawet 50) tysięcy osadzonych.

Najliczniejszą grupą w Ravensbrück były Polki, przeważnie więźniarki polityczne lub dziewczyny wywiezione na roboty do Niemiec. Drugą co do wielkości grupą były Niemki. Wiele z nich było działaczkami niemieckiego ruchu oporu. Ich doświadczenia są specyficzne – przebywały w obozie, który założyli ich rodacy. Tu widać, jak ostrożnym trzeba być z wymiennym stosowaniem określeń „Niemcy” i „naziści” – wspomina Magdalena Knedler

Były też więźniarki kryminalne, tzw. zielone trójkąty, które do obozu trafiły z więzień niemieckich. O tej grupie mamy w tej chwili najmniej informacji. Te osoby niechętnie ujawniały się po wojnie. Może nie czuły się uprawnione, żeby opowiadać o swoich przeżyciach, bo na koncie miały oczywiste przewinienia. Morderczynie z wielokrotnymi wyrokami patrzyły w obozie na młodziutkie niewinne harcerki, które spotkał ten sam los. Niektóre „zielone trójkąty” ulegały pozytywnym wpływom wynikającym z kontaktów z więźniarkami politycznymi. Inne dążyły do jeszcze większej demoralizacji. SS-mani bardzo chętnie powierzali im różne funkcje, bo świetnie dyscyplinowały więźniów politycznych. Nie miały skrupułów, żeby kogoś uderzyć kijem, szarpnąć, potargać za włosy.

Więźniarki były różnych narodowości. Jedną z moich bohaterek jest Dunka, bo zależało mi na przedstawieniu duńskiej akcji ratowania Żydów, podczas której przewieziono kutrami do Szwecji niemal osiem tysięcy osób – dodaje autorka książki „Moje przyjaciółki z Ravensbrück”

Przyjaźń w warunkach obozowych

W Ravensbrück wytworzyła się niezwykła wspólnota, różniąca się od społeczności w innych obozach. Niektóre kobiety przebywały tam bardzo długo, niemal całą wojnę. Miejsce powstało jeszcze przed wojną jako obóz reedukacyjny dla kobiet i przywożono je tam wcześniej niż do Birkenau. Znalazło się w nim wiele więźniarek dojrzałych, które miały wykształcenie, niejednokrotnie akademickie, i bogate doświadczenie życiowe. Często miały za sobą długą działalność konspiracyjną, ciągnącą się jeszcze od pierwszej wojny światowej. One mogły przekazywać konkretną wiedzę młodszym dziewczynom, np. harcerkom z ruchu oporu, które chciały coś robić podczas wojny i zaangażowały się w działalność przeciwko Niemcom, ale nie zdążyły jeszcze tak naprawdę zacząć życia. To wpłynęło na wytworzenie się specyficznych relacji. Starsze kobiety uczyły młodsze. Dziewczyny pomagały sobie nawzajem, jedna drugą ciągnęła, a kiedy opadała z sił, role się odwracały

W niektórych relacjach obozowych czytamy, że człowiek chce zerwać więzi powstałe w obozie, by nie przywoływać złych wspomnień. W relacjach więźniarek z Ravensbrück nie spotkałam się z takimi opiniami. One piszą, że jeśli ten obóz coś komuś dał, to właśnie przyjaźń, która przetrwała przez całe życie. Te relacje zawiązały się w takich okolicznościach, że już nie można było bardziej sprawdzić człowieka. Ani jego lojalności, ani przywiązania, ani miłości

Najlepiej zorganizowaną grupą były polskie harcerki

Harcerki były więźniarkami politycznymi, które już wcześniej potrafiły się zorganizować. Działając w różnych podziemnych organizacjach, narażały się na ryzyko i były oswojone z niebezpieczeństwem. Miały lepsze umiejętności przetrwania. W obozie zaczęły się rozpoznawać, bo przedwojenne harcerki miały określony repertuar zachowań. Były zahartowane, nie użalały się nad sobą, koc składały w kosteczkę, idealnie co do centymetra. Były odważne i zdeterminowane. Choć było to nielegalne i groziły za to kary, postanowiły podjąć działalność harcerską na terenie obozu

Kiedy organizacja się powiększyła, harcerki utworzyły komórki wywiadowcze. Pozyskiwały informacje od więźniów z pobliskich stalagów, próbowały prowadzić nasłuchy. Te, które pracowały w mieszkaniach SS-manów, szukały międzynarodowych stacji radiowych, pozyskiwały informacje, zapamiętywały i przekazywały pozostałym. To była ważna część działalności, bo dzięki temu kobiety wiedziały, co się działo na froncie i ich wola przetrwania była większa

Na początku ich zadaniem było pomaganie tym osobom, które radzą sobie gorzej. Organizowały jedzenie, leki, podnosiły na duchu. Próbowały przenieść osoby wyczerpane do lżejszej pracy, albo np. przechowywały je w szwalni pod mundurami, żeby mogły nabrać sił. Organizacja stopniowo rozrosła się do siedmiu zastępów. Nazywała się Mury, co z jednej strony oznaczało mury obozowe, z drugiej miało symbolicznie odgradzać je od zezwierzęcenia. Te dziewczyny chciały zachować swoje człowieczeństwo, nie dać zapędzić się w kąt i myśleć tylko o tym, żeby zjeść i przeżyć

Działalność artystyczna

Jedna z kolonek (szefowa grupy roboczej – red.) poddała aufzejerkom (strażniczkom – red.) pomysł stworzenia warsztatu artystycznego, w którym można by wytwarzać różne wartościowe przedmioty przeznaczone na rynek niemiecki lub dla ważnych osobistości. Warsztat powstał i pracowało w nim 120 kobiet, w większości Polek. Rzeźby i zabawki, jakie tam powstawały, budziły powszechny podziw. Często trafiały do żon wysoko postawionych niemieckich oficerów i polityków. Te pamiątki wciąż mogą znajdować się w wielu domach. W warsztacie pracowało się ciężko po kilkanaście godzin na dobę, ale jednak była to inna praca niż przy kopaniu ziemniaków czy budowaniu dróg. Wielu słabszym kobietom ten warsztat pozwolił po prostu przeżyć. Dawał też większe możliwości na pozyskanie materiałów lub skorzystanie z narzędzi przy wyrabianiu sabotażyków

Kobiety ubrane w futra

W jednym ze źródeł natknęłam się na informację, że w 1944 roku na plac apelowy w Ravensbrück weszła grupa dobrze odżywionych kobiet ubranych w futra. Jedna miała nawet ze sobą psa. Nikt nie wiedział, kim są. Kiedy zaczęły krzyczeć, że co innego im obiecano, że miały trafić w inne miejsce, okazało się, że to są Polki. Te kobiety po powstaniu warszawskim opuściły miasto wraz z Wermachtem, żeby otrzymać schronienie w Rzeszy, a trafiły do obozu. Z jednej strony czuły się oszukane, z drugiej na pozostałe ofiary patrzyły z pogardą

Pani Kamila Janowicz, która też przeszła Ravensbrück, opowiedziała mi, że była w tym czasie na placu. Widziała piękne suknie, walizki i futra. Podeszła nawet do jednej z tych kobiet i uprzedziła, żeby niczego nie oddawały esesmanom, bo już tego nie zobaczą. Jeśli mają jakieś wartościowe przedmioty, niech lepiej rzucą je w trawę, a inne więźniarki to pozbierają, a później im zwrócą. Ta kobieta odpowiedziała pani Kamili, że nie będzie z nią rozmawiać, bo jest tam na innych zasadach i na pewno nie będzie traktowana jak pozostałe więźniarki. Spotkał ją jednak straszny los, bo nowo przybyłe trafiły do namiotu w nowej części obozu. Stłoczono w nim kilka tysięcy kobiet i panowały tam najgorsze możliwe warunki

„Zobaczyły śliczne i młode aufzejerki w pięknych mundurach Przez chwilę poczuły się bezpieczniej”

Byłe więźniarki często mówiły, że kiedy przyjechały do obozu i zobaczyły śliczne i młode aufzejerki w pięknych mundurach, to przez chwilę poczuły się bezpieczniej. Myślały, że może nie będzie tak źle, skoro dziewczyny w ich wieku są strażniczkami. Później okazało się, że to okrutne osoby, stosujące kary fizyczne, lżące więźniarki. One były wykwalifikowane w zadawaniu cierpienia. W Ravensbrück aufzejerki często stawały naprzeciwko więźniarki i patrzyły jej w oczy. Nie wiadomo było, jak się zachować w takiej sytuacji. Spuścić wzrok? Patrzeć w oczy? To było bolesne, że kobiety które powinny się z nimi solidaryzować, nie robią tego. Wielu wydawało się, że kobiety nie mogą być tak okrutne. Że będą subtelniejsze, delikatniejsze, bardziej empatyczne. A często były to osoby nieprzeciętnie okrutne. Nazwiska części z nich obrosły wręcz legendą i wciąż są powtarzane. Choć i wśród aufzejerek zdarzały się takie, które pomagały więźniarkom

Co tak naprawdę czuły więźniarki?

Każdy autor, który mierzy się z takim tematem staje przed problemem perspektywy. Nie jesteśmy w stanie dowiedzieć się na sto procent, co czuły więźniarki. Tych przeżyć trzeba szukać w sobie, mając przy tym świadomość, że nie da się przekroczyć pewnych granic. Cenne są notatki więźniów, które nie zawsze są sprawne literacko, ale to żywy przekaz ludzi, którzy doświadczyli obozu na własnej skórze. Kontakt z drugim człowiekiem generuje zawsze więcej emocji niż przeglądanie dokumentów, dlatego ważne są rozmowy, które jednak muszą być poprzedzone drobiazgowymi badaniami faktograficznymi – mówi o tamtejszej społeczności Magdalena Knedler

Tak to sobie wyobrażaliście?

_______________________
*Zdjęcie ma charakter poglądowy

Może Cię zainteresować