×

Maseczki z fałszywym certyfikatem? Śledztwo Gazety Wyborczej

Maseczki z fałszywym certyfikatem? Porażające szczegóły śledztwa Gazety Wyborczej w sprawie 7 milionów maseczek ochronnych z Chin. Powitanie samolotu odbyło się z całą partyjną pompą, a uroczystość odebrania środków ochrony z dumą relacjonowała TVP. Niestety certyfikat, którym prezes KGHM Polska Miedź pochwalił się na Twitterze, wywołał wiele wątpliwości…

Uroczyste lądowanie Antonowa

17 kwietnia Antonow An-225 Mrija, największy na świecie transportowy samolot ze sprzętem medycznym wylądował w Warszawie. Na jego pokładzie było 7 milionów maseczek ochronnych z Chin.

Ich zakup sfinansowała spółka skarbu państwa, KGHM Polska Miedź. Poszły na niego miliony złotych z publicznych pieniędzy, czyli na zakup maseczek zrzucili się przymusowo wszyscy polscy podatnicy. Zasługę przypisali sobie politycy Prawa i Sprawiedliwości, którzy z lądowania Antonowa zrobili polityczny festyn z udziałem premiera i ministrów, relacjonowany na żywo przez TVP.

Prezes KGHM Marcin Chudziński tego samego dnia pochwalił się na Twitterze zdjęciem certyfikatów, jakie uzyskały sprowadzone do Polski maseczki. Zapewnił, że zakupione środki ochrony „sprawdzają się w szpitalach”. Co gorsza, wygląda na to, że wiele z nich już się tam znalazło. A tymczasem wiele przemawia za tym, że w ogóle nie powinny były trafić do obrotu, a już szczególnie do placówek medycznych.

Maseczki z fałszywym certyfikatem

Producentem sprowadzonych do Polski maseczek jest Guangdong Nafei Industrial Holding Co. Ltd. działająca w branży… papierniczej. Certyfikat, którym chwali się prezes KGHM, rzekomo wydała włoska firma Ente Certificazione Macchine (ECM). Kłopot polega na tym, że ECM już 3 kwietnia wydała oficjalny komunikat, w którym informuje, że nie jest uprawniona do wystawiania certyfikatów CE, a oznaczenia, które można znaleźć na maseczkach wyprodukowanych w Chinach, zostały sfałszowane:

Nie jesteśmy jednostką notyfikowaną w zakresie środków ochrony osobistej, dlatego też nie możemy i nie wydajemy żadnych certyfikatów CE (…). Używanie naszej nazwy i numeru w maskach jest oszustwem i nadużyciem, a my podejmujemy kroki w celu śledzenia i zgłaszania wszystkich fałszywych certyfikatów w obiegu.

Na podstawie zdjęcia zamieszczonego na Twitterze przez prezesa KGHM, a następnie przesłanego do biura ECM przez dziennikarzy Gazety Wyborczej, pracownicy włoskiej firmy potwierdzili, że certyfikat budzi niejakie wątpliwości:

Wydaje się, że dokument jest wydany przez naszą firmę, ale wydany został na zasadzie „dobrowolności” i nie jest to certyfikat CE.

KGHM grozi

Polska spółka nerwowo zareagowała na dziennikarskie śledztwo dotyczące certyfikatów sprowadzonych do Polski maseczek. Nietrudno to zrozumieć, podejrzenie, że wywaliło się miliony złotych w błoto rzadko nastraja optymistycznie.

Lidia Marcinkowska, szefowa komunikacji KGHM zagroziła sądem:

Wszystkie zamówione i sprowadzone produkty posiadają komplet dokumentów niezbędnych do dopuszczenia ich do obrotu na obszarze Unii Europejskiej (…), w przypadku podawania nieprawdziwych informacji będziemy zmuszeni podjąć kroki prawne w celu przeciwdziałania naruszaniu dóbr osobistych Spółki.

Skoro zaistniały wątpliwości, co do autentyczności certyfikatu, można było już w Polsce przebadać maseczki pod kątem zgodności z unijnymi normami. Jednak tego też nie zrobiono. Rozesłano je po szpitalach bez żadnej weryfikacji ich skuteczności i bezpieczeństwa. Jak przyznaje inspektor Zakładu Ochron Osobistych CIOP, na dwoje babka wróżyła:

Może być więc tak, że wszystko jest w porządku i rzeczywiście spełniają normy, ale też tak, że jego skuteczność jest równa piciu wody święconej. Bez odpowiednich badań tego po prostu nie wiemy…

 

 

Źródła: wroclaw.wyborcza.pl, natemat.pl
Fotografie: YouTube (miniatura wpisu), Twitter

Może Cię zainteresować