×

Ta książka wywołała w sieci istną burzę. Rodzice byli pewni, że to podręcznik dla 4. klasy

W sieci już od jakiegoś czasu wrze. Wszystko za sprawą książki poświęconej edukacji seksualnej dla dzieci z klasy 4. szkoły podstawowej. Wielu osobom bardzo się ona nie podoba – jedni zarzucają jej to, że ilustracje są „obleśne”, a inni, że jak na podręcznik język w niej został źle dobrany. Problem w tym, że w rzeczywistości książka ta takowym nie jest. Jednak od początku…

Reakcja rodziców

W portalach społecznościowych możemy znaleźć wiele wypowiedzi rodziców na temat rzekomego podręcznika do 4. klasy szkoły podstawowej z edukacji seksualnej. Niektórzy są oburzeni, inni zdziwieni, a jeszcze kolejni po prostu z niej żartują.

Tak naprawdę wygląda podręcznik Zalewskiej do 4. klasy?

Uważam, że w tym wieku dzieci powinny powoli uczyć się co i jak. No ale te rysunki są obleśne

Masakra! To tak na poważnie?

Rany boskie, co to ma być?

Co takiego znajduje się w tej książce?

Szczególne poruszenie wywołało zdjęcie, przedstawiające męskie i kobiece genitalia. Ilustracja ta została opatrzona następującym podpisem: Mężczyzna ma siusiaka, który wystaje na zewnątrz. Kobieta ma dziurkę, która sięga do wewnątrz. Przydają się, kiedy chce się mieć razem dziecko. Kolejne zdjęcie ukazuje nam, jak wygląda stosunek seksualny „od środka”. Ten z kolei podpisano w następujący sposób: Siusiak wpasowuje się do dziurki. Po jakimś czasie do środka wtryskuje z niego trochę białego płynu. To sperma z plemnikami. Są osoby, którym przede wszystkim te komentarze bardzo się nie spodobały. Należy do nich Pani Renata:

To, jak rodzice uczą, to każdego prywatna sprawa. Ale w podręcznikach edukacyjnych nazywa się rzeczy po imieniu – pochwa czy penis. To może niedługo będą uczyć wedle zainteresowań. Dla miłośników zwierząt: myszka i wąż. Dla wegetarian truskaweczka i banan. Dla wielbicieli hamburgerów bułeczka i paróweczka. I można by tak bez końca. Ludzie – XXI wiek. To są części ciała, wszystko ma swoją nazwę. Skoro mają się uczyć, to niech się uczą poprawnie

To nie podręcznik

Trzeba przyznać, że uwaga Renaty jest bardzo słuszna. Znaczy się byłaby, gdyby ta książka faktycznie była podręcznikiem szkolnym do edukacji seksualnej. Jednak nie jest…

Rodzice wzięli tę książkę za podręcznik do edukacji seksualnej dla klasy 4., a w rzeczywistości ilustracje i podpisy, które wywołały tyle zmieszania, pochodzą z Małej książki o miłości, której autorką jest Szwedka Pernilli Stalfelt.

O tym, jaki ogrom zamieszania zrodził się w związku z tą książką, najlepiej świadczy fakt, że głos w tej sprawie zabrało nawet Ministerstwo Edukacji Narodowej. Anna Ostrowska, jego rzeczniczka w specjalnie przygotowanym oświadczeniu napisała:

Informuję, że publikacja „Mała książka o miłości” autorstwa Pernilli Stalfelt nie jest podręcznikiem szkolnym dopuszczonym do użytku szkolnego przez Ministra Edukacji Narodowej. Książka ta nie jest ani podręcznikiem do biologii, ani podręcznikiem do przyrody. Nazywanie tej publikacji podręcznikiem jest błędne. Łączenie wspomnianej książki z Ministerstwem Edukacji Narodowej oraz Ministrem Edukacji Narodowej jest nieuprawnione. Aby dostać takie dopuszczenie książka musi być zgodna z obowiązującą podstawą programową, a także przejść określoną procedurę administracyjną. Ta publikacja takiego dopuszczenia nie ma

Więc co to za książka?

Jak już wspomniałam, jest to „Mała książka o miłości” autorstwa Pernilli Stalfelt. Należy dodać, że napisała ona jeszcze inne pozycje w tej serii – Małą książkę o śmierci oraz Małą książkę o kupie. Wszystkie te książki skierowane są do dzieci w wieku od 4 do 7 lat. Właśnie dlatego język w nich został tak znacząco uproszczony.

Post udostępniony przez @trzyrazyj

Pomocna

Być może takie książki są dużym ułatwieniem dla rodziców. Temat seksualności człowieka nie należy przecież do najłatwiejszych, zwłaszcza w rozmowach z dziećmi. Pozycje takie, jak ta z pewnością mogą pomóc dorosłym w dialogu na takie tematy, zwłaszcza jeśli po części ich one krępują. Choć mogłoby się wydawać inaczej, wciąż jest wiele takich osób. Mnie zastanawia tylko fakt, czy jednak 4 lata to nie zbyt wcześnie, aby pokazywać dzieciom takie obrazki jak te powyżej?

Może Cię zainteresować