×

41-latka z własnego wyboru nie chce mieć dzieci. Większość ludzi nie potrafi tego zrozumieć

W sieci jakiś czas temu pojawiła się anonimowa wypowiedź kobiety, która porusza delikatny temat macierzyństwa. Zirytowana ciągłymi atakami ze strony bliskich 41-latka, zdecydowała się uzewnętrznić w Internecie.

Dlaczego nie chcę być matką, czyli historia o tym, jak koleżanki mające dzieci, przestały się ze mną zadawać…

Tak, brzmi to może dość dziwnie, ale od kiedy skończyłam 18 lat, wiedziałam, że nie chcę mieć dzieci. I wtedy moja mama mówiła, że jeszcze wszystko mi się odwidzi i w końcu spotkam właściwego mężczyznę, któremu będę chciała dać szczęście. Chwila! To nie można dać mu szczęścia bez dziecka? Czy mam rozumieć, że kobiety, które z wyboru, albo takie, które nie mogą zajść w ciążę, są gorsze od reszty?

Otóż, dla Waszej i mojej mamy informacji – nic się nie zmieniło w moim postrzeganiu świata od tego momentu, gdy osiągnęłam pełnoletność. Dziś mam 41 lat i z całym szacunkiem do wszystkich matek i do tego, jak cenna jest to, na co się decydują, ja nie czuję powołania do bycia mamą. Dlaczego więc zdecydowałam się w ogóle o tym napisać? Bo panuje powszechne przekonanie, że macierzyństwo jest czymś naturalnym, a kobieta, która nie chce mieć dzieci, jest kosmitką. Zapewniam więc, że nie pochodzę z innej planety. Tak samo jak Wy oddycham tym samym zanieczyszczonym powietrzem z tą tylko różnicą, że nie chcę mieć dzieci.

I na pewno teraz większość z Was pod nosem powie: „Nie spotkałaś tego jedynego”, „Kto Ci poda szklankę wody na starość?”, „Życie bez dzieci jest puste”.

Nie przeczę, że nie macie racji, jednak ja nie jestem gotowa na poświęcenie, jakim w moim odczuciu jest macierzyństwo. Być może jestem egoistką, bo takie słowa też słyszałam, ale czy egoistką jest też kobieta, która decyduje się spełnić swoje marzenia o posiadaniu dzieci? Mamy podwójne standardy? :)

Wielokrotnie spotykam się z opiniami, że coś jest ze mną nie tak, tylko kurde, dlaczego ja nie mogę żyć tak, jak ja tego pragnę, a nie spełniać społeczny obowiązek? Do tej pory pamiętam wizytę u ginekologa sprzed 3 lat. Starszy lekarz z osiągnięciami na koncie zaczął mnie strofować, że niedługo będzie za późno na ciążę. Co chwilę wtrącał oskarżycielskie pytanie: „JAK W TYM WIEKU MOŻNA NIE CZUĆ INSTYNKTU”?

Otóż można, a będąc już absolutnie wzburzona jego atakiem, odpowiedziałam: „Moim zdaniem to jest tak jak z powołaniem do pewnych profesji. Nie każdy z nas jest astronautą, księdzem, lekarzem czy nauczycielem. Do tego trzeba mieć powołanie, którego w sobie nie znalazłam”. Na chwilę się zamknął, ale na koniec wizyty i tak dodał swoje trzy grosze.

Czy naprawdę robię komuś coś złego? Czy naprawdę co chwilę muszę być oceniana ze względu na to, w jaki sposób chcę żyć? Jeśli mój wieloletni partner, jest tego samego zdania co ja i rozumiemy się i nie sprzeczamy o to, to dlaczego przeszkadza to osobom trzecim?

Jakie jest Wasze zdanie na ten temat?

Może Cię zainteresować