Ty na wizytę u specjalisty czekasz rok, a więźniowie składają skargę, gdy trwa to tydzień
W czasie luźnych rozmów ze znajomymi odnośnie leczenia się, na pewno zdarzyło Wam się usłyszeć tekst: „No wygodniej i taniej byłoby trafić do więzienia i tam zająć się swoim zdrowiem”. Okazuje się, że to, co powiedziane pół żartem, a pół serio, może okazać się prawdą…
Więźniowie bardzo chętnie korzystają z pomocy lekarskiej, a wszystko dlatego, że przebywając na wolności, nie mają szansy na to, aby się leczyć
Za kratkami mają inne życie. Na stronie expressbydgoski.pl pojawił się artykuł, z którego jasno wynika, że jak wizyta np. u kardiologa przesunie się choćby o tydzień, osadzeni są w stanie momentalnie pisać skargę do rzecznika praw obywatelskich i unijnych trybunałów. Anna Czajczyk, rzeczniczka Dyrektora Okręgowego Służby Więziennej w Krakowie, mówi:
W razie potrzeby wiele badań i konsultacji jest wykonywanych komercyjnie, poza kolejnością z uwagi na to, że płatnikiem nie jest NFZ, ale resort sprawiedliwości
Poza kratkami czeka się na wizytę 161 dni u specjalisty, a w więzieniu często to kwestia kilku dni…
Niestety osoba, która nie jest aresztowana, ma utrudnione zadanie, jeśli chciałaby zbadać się w krótkim czasie. Ma tak naprawdę dwa wyjścia – może oczywiście zdecydować się na wizytę prywatną, albo… pójść do więzienia, bo wtedy za leczenie zapłaci Ministerstwo Sprawiedliwości. Tak, brzmi to okrutnie, ale takie są realia, z którymi przyszło nam się mierzyć każdego dnia.
Niech liczby powiedzą same za siebie…
– leki i wyroby medyczne dla 73 000 skazańców to koszt ponad 22 mln złotych na rok
– zakup świadczeń zdrowotnych w zewnętrznych placówkach służby zdrowia to prawie 45 mln złotych
– poza kratami na 1000 obywateli przypada 2 lekarzy, a w więzieniu aż 11
– w 2017 roku udzielono prawie 233 000 konsultacji lekarskich
– więźniowie skorzystali z ponad 55 zabiegów fizjoterapeutycznych i rehabilitacyjnych – to 20 razy więcej niż przypada na osobę poza kratkami
