×

Poszła do spowiedzi i wyznała grzechy. Ksiądz wydarł się tak, że wszyscy go słyszeli

50-letnia Jola z Katowic jest wierząca. Modli się i żyje według tego, co mówi Biblia. Jednak zraziła się do księży i do całej „formalnej” części, którą oferują w tej chwili wierzącym księża. To, co ją spotkało, opisała w liście do naszej redakcji.

„Piszę to, aby inni może zrozumieli w końcu, że nikt nie ma prawa nas oceniać. To, jak zostałam potraktowana w czasie spowiedzi, jest nie do opisania”

To wydarzyło się 25 lat temu, tuż po tym, gdy na świecie pojawiła się moja najdroższa Justynka. Poród był naprawdę ciężki i lekarze walczyli o to, abym przeżyżyła. Przeszłam dwie reanimacje, mój stan był ciężki. Przez 3 tygodnie nie wstawałam z łóżka, a córką opiekował się mąż, któremu do dziś za to ogromnie dziękuję.

Gdy lekarz wszedł do mnie do sali ze smutną miną, byłam przekonana, że coś stało się z moją córeczką. Serce myślałam, że mi zaraz wyskoczy z klatki. On podszedł do mnie i jakby czytając mi w myślach, powiedział: „Wszystko w porządku z Justynką. Jutro pani będzie mogła z nią wrócić do domu. Jednak jest coś, co muszę pani powiedzieć. Nigdy nie będzie pani mogła mieć już dzieci”.

ZAMARŁAM. Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana. Łzy napływały mi do oczu i czułam, że zaraz wybuchnę płaczem. Wyszedł po chwili i zostawił mnie samą z tą myślą. Byłam załamana, bo bardzo chciałam mieć dużą rodziną, to było moje marzenie. Wróciłam do domu, zaczęłam opiekować się Justynką, oddałam jej się w całości.

Przeżyłam to ogromnie i przez chwilę odwróciłam się od Boga. Gdy po kilku miesiącach znów zaczęłam chodzić do kościoła, poszłam do spowiedzi, bo czułam taką ogromną potrzebę, aby wyrzucić z siebie cały ten ból i porozmawiać z kimś, kto mógłby mi pomóc.

Weszłam do konfesjonału. Zaczęła się spowiedź, która była moją ostatnią. Ksiądz zaczął mnie pytać o wiele szczegółów z mojego życia po czym zapytał, ile mam dzieci. Odparłam, że jedno i po chwili chciałam powiedzieć, że dopiero jestem po porodzie i w sumie, dlatego też pojawiłam się na spowiedzi, ale proboszcz nie dał mi nawet szansy na to, aby mogła dokończyć. Zaczął prawie krzyczeć: „Co? Stać cię na prezerwatywy, a nie stać cię na to, aby wyżywić kolejne dziecko? Obowiązkiem kobiety jest rodzić! I ty się uważasz za katoliczkę?! Nie dam ci rozgrzeszenia!”

Wybiegłam stamtąd zapłakana i obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie wrócę do tego miejsca. Nie wrócę tam, gdzie tak traktuje się ludzi, nie dając im nawet szansy na to, aby mogli się zwierzyć i WYSPOWIADAĆ. Jak taki człowiek ma uczyć wiary, jak nie ma jej za grosz w sobie? Od tego zdarzenia minęło 25 lat, a ja dalej trzymam się swojego postanowienia. Jestem dobrym człowiekiem. Spowiadam się przed Bogiem i wierzę w niego, ale nie w kościół.

*Zdjęcia mają charakter poglądowy

Może Cię zainteresować