×

Była na spacerze, kiedy usłyszała niepokojące odgłosy. Dobiegały one z oblodzonej kratki

Miniony, niedzielny poranek. To właśnie tego dnia Katarzyna Kaczmarek, wolontariuszka opolskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami wyszła na spacer. Ku jej zdziwieniu w pewnym momencie usłyszała przeraźliwe miauczenie, które dobiegało spośród stojących na parkingu samochodów.

Dźwięki były przytłumione. Myślałam nawet, że się przesłyszałam. Jednak na wszelki wypadek postanowiłam sprawdzić, co się dzieje, bo osiedlowe koty lubią ogrzewać się pod maskami samochodów – relacjonuje Kasia

Kobieta nie była pewna, skąd dokładnie pochodzi niepokojący odgłos, dlatego poprosiła sąsiadów, aby upewnili się, czy zwierzak nie ukrył się w którymś z samochodów.

Wróciłam do domu. Sąsiadka zadzwoniła, że żadnego kota nie ma. 20 minut później odebrałam telefon z wiadomością, że jednak jest… To było nie do uwierzenia. Z kratki kanalizacyjnej wystawała zaśnieżona i oblodzona łapka. Przymarzła do metalu, a kot na niej zwisał i nawoływał ostatkiem sił – mówi kobieta

tvn24

tvn24

Kasia wiedziała, że nie może tak zostawić zwierzaka. Do akcji ratunkowej przystąpili mieszkańcy i 6 strażaków, którzy spróbowali podnieść przymarzniętą do ziemi kratkę

tvn24

tvn24

Sąsiedzi zaczęli znosić garnki i czajniki z gorącą wodą, żeby rozmrozić kratkę. To i użycie specjalistycznego strażackiego sprzętu dało rezultat. Po kilkudziesięciu minutach, kot został wyciągnięty z pułapki. Wyglądał okropnie. Myśleliśmy, że już nie żyje. Na szczęście było inaczej. Przekazaliśmy go strażnikom miejskim, a ci przewieźli go do lecznicy – wspomina kobieta

Ciężko powiedzieć, jak długo uwięziony był zwierzak. Prawdopodobnie znajdował się tam od kilku godzin. Był bardzo wychłodzony.

Kot jest już na szczęście bezpieczny. Trafił w ręce weterynarzy, gdzie dochodzi do siebie.

Pokazuje pazurki. Nie daje się do siebie zbliżyć – mówi Marek Tymowicz, weterynarz zajmujący się kotkiem