×

Katował żonę, zastraszał i regularnie życzył śmierci. Przed obcymi udawał kochającego męża

Takich historii jak ta jest na pewno dużo w naszym kraju, dlatego mamy wielką nadzieję, że może być ona bodźcem do tego, aby maltretowane kobiety odważyły się i zaczęły mówić. Nikt nie ma prawa znęcać się nad drugą osobą psychicznie czy fizycznie.

W tej rodzinie z pozoru wszystko wyglądało tak jak u każdego w domu. Adam W. zachowywał się normalnie i nikt nie podejrzewał, że może znęcać się nad żoną, Galiną

Okazuje się, że piekło, które jej wyrządzał, mogło trwać nawet osiemnaście lat. Wszystko wyszło na jaw przez przypadkową osobę, która akurat przechodziła przez wioskę, w której znajduje się dom Adama W. Przechodzień zerknął na podwórko, na którym znajdował się mężczyzna katujący kobietę. To wtedy Pani Galina odważyła się i poprosiła przechodnia o to, aby wezwał pomoc. Przez lata nigdy tego nie zrobiła. Bała się tak bardzo, że wolała być ofiarą przemocy domowej.

Na miejscu pojawiła się policja i nie było wątpliwości, że Adam W. jest winny i że znęcał się nad żoną od lat

Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koninie, Marek Kasprzak, w rozmowie z dziennikarzami programu „Uwaga” dla stacji TVN powiedział:

Uderzał ją bardzo często pięściami, rurką metalową, kopał po całym ciele. Gdy kobieta upadła na ziemię, to ciągnął za włosy przez całą długość swojego podwórza. Ponadto, jak ustalono do tej pory, specjalnie i umyślnie przejechał po stopie kołem ciągnika, groził pozbawieniem życia przy pomocy rurki metalowej, siekiery, noża. Dlatego potraktowaliśmy to jak znęcanie ze szczególnym okrucieństwem

Para pobrała się dwadzieścia lat temu. Pochodząca z Ukrainy Galina myślała, że w Polsce znajdzie swoje szczęście

Krótko po ślubie na świecie pojawiły się ich dzieci. Niestety dziewczynka i chłopczyk urodzili się z wadami genetycznymi. Galina nie była w stanie pracować, ponieważ zajmowała się dziećmi i dlatego utrzymywali się z rent oraz zasiłków, które otrzymywali od państwa. Kobieta nie opuszczała dzieci i poświęcała im całą swoją uwagę.

Kierownik Ośrodka Pomocy Społecznej w Witkowie, Wojciech Mól, w rozmowie z dziennikarzami „Uwagi” powiedział, że nigdy nie przepuszczałby nawet, że Adam jest mężczyzną, który katuje swoją rodzinę. Wydawał się zaangażowany w sprawy dzieci, chętnie pomagał i przejmował się tym, jak będzie wyglądała ich przyszłość. Prawda, która po tylu latach wyszła na jaw, okazała się być zupełnie inna od tego, jak swój wizerunek Adam W. kreował publicznie.

Szczególnie mocno Adam W. potrafił przybierać maskę kochającego i dobrego męża i ojca, gdy trzeba było zbierać kolejne pieniądze na leczenie dzieci

Rodzina występowała nawet w telewizji, gdzie podzieliła się swoją historią i prosiła o to, aby wesprzeć ich finansowo. W rodzinie zawsze brakowało pieniędzy, ponieważ najważniejsze było to, aby najpierw kupić leki dla dzieci. W programie w telewizji publicznej, w którym to prosili o pomoc w spłacie kredytów, które wzięli na to, aby leczyć swoje dzieci, Adam mówił: „Nie żałuję niczego. Nie żałuję żadnej decyzji. Ani tego, że mam żonę z Ukrainy ani tego, że mam syna, który nie chodzi. Choroba nie ma nic do rzeczy, miłość wygrała wszystko”

Widzowie uwierzyli w jego słowa i nawet nikt nie przypuszczał, że mężczyzna jest tyranem, który katował swoją żonę, zastraszał i regularnie życzył jej śmierci. Rodzina była znana lokalnym władzom oraz najbliższemu szpitalowi w Poznaniu, w którym często przebywali z dziećmi. Wszyscy znali kochającą się rodzinę, która walczyła o zdrowie swoich dzieci. Dr Grzegorz Biegański, który był blisko z nimi nawet nie przypuszczał, że za zamkniętymi drzwiami Adam W. jest zupełnie innym człowiekiem. Lekarz nie tylko wspierał ich dobrym słowem, ale także pomagał finansowo.

„Jestem wstrząśnięty i głęboko poruszony tą sytuacją, a szczegóły, które docierają do mnie i doniesienia medialne są po prostu nie do zniesienia”

Reporterom programu „Uwaga” udało się porozmawiać z przyjaciółką pani Galiny, która jako jedyna wiedziała, co dzieje się u niej w domu

W trakcie telefonicznej rozmowy z dziennikarzami przekazała przerażające szczegóły. Wielokrotnie namawiała kobietę, aby ta zgłosiła sprawę na policję, ponieważ dobrze wiedziała, że najważniejsze w tym wszystkim jest to, aby Galina czuła się bezpieczna razem z dziećmi.

To był horror, co tam się działo w tym domu. On potrafił rano wstać o szóstej rano już pijany i wyzywać ją od ruskich dziwek, od ruskich świń

Kobieta dodała, że Galina bardzo bała się iść na policję, ponieważ wiedziała, że to mieszkanie, które ma jej mąż nie jest na nią i razem z dziećmi może wylądować na bruku. Wielokrotnie mówiła do swojej przyjaciółki, że jeśli to zrobi, to nie wie, gdzie pójdzie z chorymi dziećmi.

Reporterzy próbowali porozmawiać z panią Galiną, ale kobieta nie wychodziła nawet na podwórko. Dopiero po kilkunastu minutach wyszła, aby powiedzieć tylko kilka zdań.

„Dzieci mąż nie katował. Proszę tego nie ujawniać. Nie katował dzieci, rozumie pan? On był dla nich dobry, ale czasami… Nie katował dzieci”

Obecnie pani Galina z dziećmi jest pod dobrą opieką. Wojciech Mól, kierownik Ośrodka Pomocy Społecznej w Witkowie zapewnił jej socjalną pomoc oraz psychoterapeutyczną. Wszystkim zależy na tym, aby kobieta nie wycofała się z dotychczasowych działań.

Jeśli któraś z Was w domu przechodzi przez podobne piekło, pamiętajcie, że zawsze jest wyjście z sytuacji

Jeśli szukasz pomocy, zadzwoń pod numer 22 668-70-00. To ogólnopolskie pogotowie dla ofiar przemocy domowej. Nie zwlekaj!

*Zdjęcie główne ma charakter poglądowy

Może Cię zainteresować