×

Młoda matka z depresją poporodową została zatrzymana przez policję na prośbę jednej z pielęgniarek

Posiadanie dziecka jest wspaniałe, ale również wymagające. Dla wielu młodych rodziców wychowanie małej pociechy może być emocjonalnie przytłaczające.

Wiele młodych matek często cierpi na tzw. depresję poporodową. To zaburzenie nastroju prowadzi do uczucia skrajnego smutku, lęku i wyczerpania. Utrudnia kobietom wykonywanie codziennych czynności opiekuńczych, prowadzi do zaniedbania siebie oraz najbliższych.

Jessica Porten, matka 4-miesięcznej córeczki, była świadoma tego, że cierpi na depresję poporodową, dlatego też postanowiła porozmawiać na ten temat ze swoim lekarzem

Kiedy w końcu udało się jej umówić na wizytę u swojego ginekologa – położnika, Jessica wiedziała, że chce poprosić o pomoc. Podczas wizyty młoda matka chciała prosić o leki lub terapię, która zmniejszyłaby stres i depresję, która pojawiła się u niej po porodzie. Niestety, zamiast pomocy pielęgniarki zajmujące się Jessicą wezwały policję. Kobieta postanowiła opisać całą sytuację na Facebooku.

To była naprawdę trudna decyzja i nie byłam pewna czy powinnam publikować coś na ten temat, jednak to co wydarzyło się wczoraj, przeważyło o mojej decyzji.Czuje, że należy o tym rozmawiać, aby wreszcie pokazać światu, aby każdy mógł zobaczyć jak niewiele wsparcia dostają matki od opieki zdrowotnej. Wczoraj miałam mieć spotkania w sprawie mojego samopoczucia. Była to pierwsza wizyta od chwili porodu (czyli od 4 miesięcy). Do tej pory moje wcześniejsze spotkania stale były przekładane. Na wizytę wybrałam się sama wraz z moją córeczką, Kirą. Wizyta miała rozpocząć się o 14:10, jednak zostałam wezwana dopiero o 15:15.

„Kiedy przybyła pielęgniarka powiedziałam jej to samo, co mój mąż, gdy tydzień temu umawiał mnie na spotkanie”

Wyznałam, że mam depresję poporodową, która przejawia się napadami złości i smutkiem i chcę omówić opcje leczenia. Wspomniałam również, że w domu wszyscy bardzo mnie wspierają i nigdy nie skrzywdziłabym ani siebie, ani mojego dziecka. Mam nieprzyjemne myśli i potrzebuję terapii, aby poradzić sobie z tym problemem. Kiedy skończyłam, pielęgniarka pospiesznie zaczęła mówić o wynikach moich badań dotyczących stanu fizycznego. Nie wspomniała nic o lekarzu, ani o depresji, lecz powiedziała, że musi porozmawiać z lekarzem i opuściła salę. Okazało się, że wyszła, aby zadzwonić na policję.

„Przez godzinę byłam obserwowana przez pracowników placówki medycznej i czekałam na przybycie policji”

Gdy zjawili się funkcjonariusze, próbowali ustalić jak mogą mnie zabrać na oddział ratunkowy – miałam ze sobą Kirę i jej fotelik. Policjanci widzieli, że jestem zdrowa i że wezwanie było kompletną bzdurą, ale mimo to muszą mnie zabrać. Pozwolili mi jechać moim samochodem razem z Kirą, jednak pod ich eskortą. Po przybyciu do szpitala, zostaje przyjęta na oddział, gdzie pobrano mi krew. Jeden z funkcjonariuszy został mi przydzielony, aby mnie pilnować. Czekałam ponad godzinę, aż w końcu mój mąż, Scott, mógł do mnie przyjechać i mnie wesprzeć. Scott opiekował się naszą drugą córką Luną. W końcu dostałam salę, ale było to spowodowane tylko tym, że jest ze mną młodsza z córek.

Zostałam zabrana do łazienki i oddałam próbkę moczu. Wszystkie moje ubrania (łącznie z klapkami i skarpetkami) zostały mi zabrane i zamknięte. Nie mieliśmy obiadu, a pielęgniarka dała nam jedynie dwie malutkie kanapki. Do godziny 22:45 żaden z pracowników socjalnych się nie pojawił. W końcu uznano, że nie powinno się mnie zamykać w psychiatryku i dostałam zwolnienie. Ani razu żaden z lekarzy na mnie nie spojrzał. Pracownik socjalny wręczył mi jakieś dokumenty i omówił zawarte w nich informacje, twierdząc, że „takie warunki będą dla mnie najlepsze”.

O północy opuściłam oddział. Moje samopoczucie zostało złamane jak nigdy dotąd. Spotkanie z lekarzem, który miał mi pomóc skończyło się brakiem leków, rozmowy kontrolnej. To była 10-godzinna gehenna, przez którą musiałam przejść, ciągle będąc z moją córką. To własnie otrzymałam za powiedzenie podczas wizyty, że mam depresje poporodową i potrzebuję pomocy. Zostałam potraktowana jak przestępca, a następnie wyrzucona i eskortowana przez policję na oddział specjalny. Wciąż nie mogę uwierzyć w to co się stało i w to jak zostałam potraktowana. Nie jestem pewna, co teraz powinnam zrobić. Jestem głęboko zraniona i mocno zdenerwowana, a przede wszystkim zła i zdegustowana. Rozczarowana tym jak to się skończyło…

Panie i panowie, tak wygląda system opieki zdrowotnej.

Przez te 10 godzin, moje biedne dziecko nie spało dłużej niż pół godziny

Jessica w swoim poście zaznaczyła, że nie chce podejmować w tej kwestii żadnych działań prawnych. Młoda matka ma tylko nadzieję, że jej wiadomość rozprzestrzeni się na dużą skalę i zwiększy świadomość innych kobiet oraz osób pracujących w szpitalach i klinikach. Jessica twierdzi, że nawet jeśli byłaby osobą skłonną do odebrania sobie życia lub skrzywdzenia swojego dziecka (a tak nie jest), nie powinna zostać potraktowana w taki sposób.

Od piątku post Jessici został udostępniony ponad 32 000 razy i otrzymał ponad 11 000 komentarzy. Wiele osób wysyła jej słowa wsparcia i potwierdza, że system opieki medycznej zmierza w złym kierunku.

Może Cię zainteresować