×

3-latek powiedział do mamy „dobranoc, kocham cię”. Zmarł dzień później

Bryan-Andres miał zaledwie 3 latka, kiedy zachorował na ospę wietrzną. To wtedy mama chłopca, 23-letnia Jasmine, z uwagi na zdrowie swojego 4-miesięcznego synka Ivana, odesłała Bryana i jego brata Austina, który miał już ospę za sobą, do babci, by nie narazić na chorobę najmłodszego z rodzeństwa – 4-miesięcznego synka Ivana. Niestety, kochająca matka nie przewidziała najgorszego.

Mały Bryan już podczas drogi do babci podkreślał, że źle się czuje. Mama pocieszała chłopca mówiąc mu, że „kiedy znów się zobaczą, na pewno będzie czuł się lepiej”.

Kiedy chory 3-latek był już na miejscu, często dzięki pomocy babci dzwonił do mamy, by móc zamienić z nią przynajmniej kilka słów. Pewnego razu zadzwonił również przed snem żegnając się słowami „dobranoc mamo, kocham cię”.

Chory na ospę 3-latek zmarł

Następnego ranka, kiedy babcia poszła obudzić Bryana, było już za późno – chłopiec nie oddychał.

Weszłam do sypialni i zaczęłam krzyczeć. Zawołałam Davida, by pomógł mi jakoś uratować Bryana. Próbował reanimować go metodą usta-usta, ale szczęka małego była zablokowana

– wspominała załamana babcia.

Kobieta zadzwoniła po karetkę. Chłopca szybko przetransportowano do szpitala, ale lekarze nie mieli wątpliwości, że malec już nie żyje. Śmierć Bryana była olbrzymim ciosem dla całej rodziny. Nikt nie był w stanie racjonalnie wytłumaczyć, jak 3-latek mógł umrzeć bez żadnych wyraźnych objawów.

Dopiero kilka tygodni później lekarze dokonali przerażającego odkrycia. Okazało się, że Bryan nabawił się rzadkich i agresywnych paciorkowców – bakterii, które przyczyniły się do powstania sepsy, a w konsekwencji śmierci. Niebezpiecznej infekcji chłopczyk nabawił się prawdopodobnie poprzez drapanie krost, które obsypały jego ciało – w wyniku ospy wietrznej.

Nieszczęścia chodzą jednak parami…

Kiedy Bryan odszedł, zrozpaczona mama była w 10. tygodniu ciąży. Stres, jaki towarzyszył jej po zmarłym synku, doprowadził do poronienia. Niewiele brakowało, a sama również przypłaciłaby to życiem.

Załamana kobieta straciła dużo krwi. Utrata tak ogromnej ilości płynów zwykle kończy się śmiercią. Ktoś jednak czuwał nad Jasmine i dał jej szansę.

Rodzina Jasmine nie miała w życiu łatwo – śmierć dziecka, poronienie i walka o własne życie to sytuacje, których z pewnością nikt nie chciałby doświadczyć na własnej skórze. Miejmy nadzieję, że to już koniec horroru, a mały aniołek, który odszedł zbyt wcześnie, będzie czuwał nad całą rodziną.

Może Cię zainteresować