×

Policjant brał udział w poszukiwaniach małej Madzi. Kilka dni później zaginęła jego żona

W styczniu 2012 roku cała Polska żyła apelem załamanej matki, Katarzyny W., która błagała porywaczy o to, aby oddali jej córeczkę. Mała Madzia, według tego, co mówiła kobieta, miała zostać uprowadzona. Ze łzami w oczach zwracała się do porywaczy, jednak jak się później okazało, wszystko co mówiła, było kłamstwem.

Zeznała, że nieznany mężczyzna śledził ją w czasie spaceru, następnie ogłuszył i uprowadził jej 6-miesięczną córeczkę z wózka

Od razu rozpoczęło się śledztwo, w trakcie którego okazało się, że Katarzyna W. kłamała i dopuściła się zbrodni, która zapisała się na kartach polskiej kryminalistyki, jako wyrachowana i okrutna.

Matka udusiła córeczkę, a jej ciało zakopała w parku w swoim rodzinnym mieście

Długie miesiące trwało to, aby dojść do tego, jak to się stało, czy ktoś inny brał w tej zbrodni udział i czy Katarzyna W. zrobiła to z premedytacją. W 2014 roku sąd skazał kobietą na 25 lat pozbawienia wolności. Pierwsze lata kary odsiadywała w Zakładzie Karnym w Krzywańcu. Jednak ze względu na groźby i zagrożenie życia przeniesiono ją do więzienia w Lublińcu.

Tajemnicze zniknięcie

Na miejscu zbrodni pierwszy pojawił się wówczas Marek G. Policjant brał udział w śledztwie, mając dostęp do wszystkich, nawet tych najbardziej tajnych dokumentów. Sześć miesięcy po rzekomym uprowadzeniu Madzi, nagle zaginęła żona policjanta. Mężczyzna zeznał, że na pewno uciekła do Niemiec, zostawiając ich wspólne dziecko.

Prawda okazuje się bardziej okrutna niż może się wydawać

W 2018 roku Sąd Okręgowy w Katowicach uznał, że Marek G. zabił swoją żonę Annę i skazał byłego policjanta na 15 lat więzienia. W 2019 roku Sąd Apelacyjny w Katowicach karę tę zaostrzył do 25 lat pozbawienia wolności.

Obrońcy Marka G. jednak nie odpuszczali i wnieśli o kasację wyroku do Sądu Najwyższego w Warszawie. Ten jednak w 2021 roku oddalił kasację. Chociaż proces miał charakter poszlakowy, bo ciała kobiety do dnia dzisiejszego nie odnaleziono, wyrok dla byłego policjanta jest już ostateczny.

Prokurator Zbigniew Jamroży był zdania, że Marek G. głęboko zainspirował się historią Katarzyny W. i rzekomym porwaniem. Wielu uważa, że zabił żonę, bo przeszkadzała mu w spotkaniach z kochanką.

Według oskarżyciela, Marek G. pragnął zacząć nowe życie, ale nie wiedział, co zrobić z partnerką, która przeszkadzała mu w drodze do szczęścia. Pomyślał, że zainspirowanie się Katarzyną W. będzie rozwiązaniem, które „oswobodzi” go z łańcucha małżeńskiego.

Popełnił jednak błąd

Wszystko najprawdopodobniej by się udało, gdyby nie wpadka policjanta. Chciał jeszcze bardziej uprawdopodobnić tragiczną historię i pocztą wysłał list z telefonem komórkowym ofiary do hotelu w Monachium. Chciał tym samym przerzucić ciężar z Polski i już całkowicie oczyścić się z zarzutów. Niestety to go pogrążyło.

Jego plan nie doszedł do skutku, ponieważ pomylił się w adresie hotelu i paczka z powrotem została odesłana do Polski

Mężczyzna nie odebrał jej z placówki i przeleżała ona 12 miesięcy na poczcie, a po tym czasie przekazano ją policji. To okazało się być kluczowym dowodem, pogrążającym policjanta. Kuriozalne w tym wszystkim jest to, że Marek G. nie przyznał się do winy, a zwłok Anny nigdy nie znaleziono. Przyjaciele i najbliżsi nie mają jednak wątpliwości, że kobieta nie zostawiłaby córki i nie opuściłaby domu.

Moja córka nigdy by nie uciekła bez dziecka

Prawdopodobnie Marek G. zabił żonę, a następnie włożył ją do walizki, gdzieś wywiózł i zakopał (wcześniej kupił zaprawę murarską, rękawice i sznur).

Źródła: bedzin.naszemiasto.pl, tvn24.pl

Może Cię zainteresować