×

Rodzice nie wiedzieli, że wychowują nie swoje dziecko. Szczegółowe badania rozwiały wątpliwości

Monika i Łukasz Malinowscy po raz pierwszy postanowili opowiedzieć przed kamerami o tym, co ich spotkało. Po długich staraniach o dziecko zdecydowali się na in vitro. Niestety, w wyniku pomyłki w klinice kobieta urodziła nie swoje dziecko. Okazało się, że malutka Hania cierpi na niezwykle rzadką chorobę genetyczną. Minęło już 4 lata, a spraw wciąż nie została wyjaśniona…

Trudna, ale przemyślana decyzja

Państwo Malinowscy mieszkają w Szczecinie. Po kilku latach bezowocnych starań o potomstwo, mimo obaw i po długich rozmowach zdecydowali się na in vitro. Wybrali Laboratorium Wspomaganego Rozrodu, które było częścią państwowej Kliniki Medycyny Rozrodu i Ginekologii w Policach. Hania przyszła na świat w 2014 roku. Jej mama w rozmowie z reporterami „Uwagi” wyznała:

Szukaliśmy przyczyny, ale jej nie było. Lekarze doradzili nam in vitro. I zadziało się. Zrobiłam test i okazało się, że jestem w ciąży. Byłam zdziwiona, ale szczęśliwa. Po porodzie przyszła do mnie pani pediatra i powiedziała, że nie wszystko jest prawidłowo. Że obserwują cechy dysmorficzne. Pojawił się u mnie niepokój i strach

Z kolei tata Hani tak wspomina czas po narodzinach dziewczynki:

Tłumaczyłem żonie, że może to nie jest groźna choroba. Że może to się da wyleczyć. Ale dla niej to było jednoznaczne, że Hania będzie dzieckiem niepełnosprawnym

Diagnoza

Lekarze postawili ostateczną diagnozę dopiero po roku i to dzięki ogromnemu wysiłkowi rodziców. Okazało się, że Hania choruje na zespół Schinzela-Giediona. Na całym świecie jest jedynie 70 dzieci z tą wadą genetyczną. Państwo Malinowscy są przekonani, że dziewczynka bardzo cierpi:

Nikt nam tego nie powie. Ale wydaje nam się, że Hania bardzo cierpi. Na padaczkę bierze dwa leki, ma wyładowania, co kilka, kilkanaście sekund. Jest teraz w ciągu napadowym. Rodziny, które mają dzieci z tym zespołem uważają, że jest to choroba, w której dzieci codziennie cierpią. Gdy odchodzą, jest to dla nich wybawieniem

Szokująca prawda

Miesiąc po porodzie Monika uświadomiła sobie coś bardzo dziwnego. Z powodu swoich wątpliwości ostatecznie wybrała się do pediatry Hani i zadała jej pytanie, które sprawiło, że na jaw wyszła bardzo szokująca prawda.

Moje podejrzenie, że coś jest nie tak, wzbudził zastrzyk przeciwko konfliktowi serologicznemu. Poszłam do pediatry i pytam się, z jaką grupą krwi się Hania urodziła. Pani doktor mówi, że Rh+. Zrobiłam duże oczy. Zapytałam, czy to jest możliwe, że jeśli rodzice mają czynnik Rh-, a dziecko rodzi się z +. Powiedziała mi, że nie i też zrobiła duże oczy

To był szok dla wszystkich!

Łukasz, gdy dotarło do niego, co się stało, był bardzo zdenerwowany. Jak sam wyznaje, ledwo poradził sobie z nerwami.

Teraz mam chłodną głowę do tego wszystkiego. Jak się dowiedziałem o tym, to byłem gotowy tam jechać. Nie wiem, co by się stało, gdybym wszedł do laboratorium. Nie wiem, jakbym się zachował. Człowiek jest w takich emocjach…

Badania DNA

Monika i Łukasz dwa razy wykonywali badania DNA na własny koszt. Oba wyniki potwierdziły, że w czasie in vitro doszło do pomyłki. Hania nie była ich dzieckiem. Najprawdopodobniej zamieniono komórki jajowe.

Nie potrafiłam odnaleźć się w tej sytuacji. Nie czułam się jej mamą. Zablokowało mnie. To było niezależnie ode mnie. Jak ktoś mówił o mnie mama, nie czułam tego. Jakaś złość się we mnie budziła

Sąd

W sierpniu 2014 roku małżeństwo Malinowskich złożyło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa – narażenia na utratę życia lub zdrowia Hani oraz Moniki. Wpłynęło ono do szczecińskiej prokuratury. W tym czasie szpital w Policach nawet nie zareagował – nie było nawet żadnej próby pomocy w leczeniu malutkiej Hani.

Szedłem do nich z nastawieniem, że usłyszę słowo przepraszam. Jedynie, co dyrekcja szpitala powiedziała to to, że ubolewają nad tym i jest im przykro. Strasznie się zdenerwowałem. Tak naprawdę mi też jest przykro

Jedna osoba zdecydowała się pomóc

Dopiero prof. Jacek Różański, rzecznik dyscyplinarny Okręgowej Izby Lekarskiej w Szczecinie, stanął po stronie zrozpaczonych rodziców. Po dochodzeniu postanowił postawić przed sądem lekarskim doktora Tomasza B., kierownika laboratorium. Jadnak ukaranie winnych nie było tak proste… Oto, co miał do powiedzenia na ten temat:

Najpierw wszyscy sędziowie Okręgowego Sądu Lekarskiego w Szczecinie wyłączyli się ze sprawy. Następnie Naczelny Sąd Lekarski skierował tę sprawę do Okręgowego Sądu Lekarskiego w Białymstoku. Stamtąd odesłano ją do Wrocławia. Pod wpływem nacisków, głównie medialnych i Naczelnego Sądu Lekarskiego, tamtejsze środowisko podjęło się osądzenia lekarza. To trwało półtora roku

Uniewinnienie

Ostatecznie tamtejszy sąd uniewinnił dr Tomasza B. Z kolei laborantka, która bez żadnego nadzoru dokonywała zapłodnień komórek w tym dniu, nie stanęła nawet przed sądem. Monika wyznaje:

Ona na pewno musi wiedzieć, co się wydarzyło. Czary-mary się nie zrobiły. Zapytała podczas przesłuchań u rzecznika lekarskiego, czy może ze mną porozmawiać sam na sam. Poszłyśmy do pokoju obok i powiedziała, że jest jej przykro

Kompromitacja?

Mała Hania wymaga stałej opieki. Co dzień jest poddawana rehabilitacji i zajmuje się nią pielęgniarka z hospicjum. Jej rodzice, nie otrzymali żadnego wsparcia – ani od placówki, w której doszło do pomyłki, ani od ministra zdrowia.

Jedyna reakcja Ministerstwa Zdrowia to panika. Dlaczego? Ponieważ ten błąd był kompromitacją rządowego programu in vitro oraz argumentem dla jego przeciwników. O wyjaśnieniach nie było nawet mowy. Nikomu na tym nie zależało, chciano jedynie oczyścić swój wizerunek. Minister zarządził więc kontrolę. Powstał raport, z którego tak naprawdę nie wynikało nic nowego.

W styczniu 2017 roku umorzono śledztwo dotyczące błędu w klinice w Policach. Nie ustalono nawet, czy ten błąd wpłynął na chorobę Hani. Ministerstwo Zdrowia ostatecznie jedynie zamknęło klinikę, a także nałożyło karę w wysokości 76 tysięcy złotych na szpital w Policach.

Stan Hani

Malutka Hania cierpi na nieustanne napady padaczkowe, ma chore serduszko, znaczną deformację kości i jest karmiona do jelitowo. Prawda jest straszna – dziewczynka w każdej chwili może umrzeć. Dzieci z zespołem Schinzela-Giedion raczej nie dożywają kilkunastu lat.

Człowiek czyta taką informację, wie, że znowu będzie cierpiał, bo nagle Hani zabraknie. Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak się do tego przygotować

Miłość to ich siła!

Bliscy Łukasza i Moniki są pod wrażeniem ich miłości oraz wspólnoty. Są pewni, że wiele małżeństw nie przetrwałoby takiej próby, tym czasem oni są razem, wspierają się, kochają i przede wszystkim nie obwiniają.

Dziś Hania ma siostrę – maleńką Polę. Małżeństwu Malinowskich udało się w końcu mieć własne dziecko.

Hania potrzebuje pomocy

Każdy z nas może pomóc małej Hani – czy to poprzez ofiarowanie 1% podatku czy też bezpośrednią wpłatę na konto. Pieniądze na Hanię zbiera fundacja „Kawałek Nieba” z Rumii. Dziewczynka ma też profil na Facebooku „Przygody Hanki Firanki”. Znajdują się tam szczegółowe informacje, jak można jej pomóc.

Może Cię zainteresować