×

Kupiła kurczaka i znalazła w nim trzy ohydne guzy. Takie mięso naprawdę trafia na polski rynek

Kiedy widzi się takie posty, trudno uwierzyć w to, że są prawdziwe. Niestety, ludzie naprawdę znajdują takie rzeczy w czymś, co o mały włos nie zostało przez nich zjedzone…

Jedna z użytkowniczek Facebooka opublikowała post, w którym pokazała, co znajdowało się w zakupionym przez nią kurzym mięsie. Trzeba przyznać, że fotografie robią wrażenie… Tak mocne wrażenie, że możecie nie sięgnąć już więcej po kurczaka, a nawet w ogóle po mięso…

Zobaczcie sami:

W piątek 30.03.2018 zrobiłam zakupy w sklepie firmowym „Zbyszko” w Andrespolu przy ul.Rokicińskiej. Kupiłam między innymi kurę rosołową. W sobotę po południu wyjęłam kurę, która była zapakowana w reklamówkę firmową „Zbyszko”, z lodówki i moim oczom ukazał się widok, który mnie zamurował! Kura na części piersiowej posiadała 3 guzy, 2 średnicy 4 cm i 1 średnicy około 3 cm

Zmuszona przerwą świąteczną, zareagować mogłam dopiero dziś we wtorek. Sprawa została zgłoszona do ZM Zbyszko najpierw telefonicznie odebrał jakiś Pan, który poprosił o przywiezienie kury do siedziby ZM Zbyszko Bedoń Wieś. Niedługo po tym zadzwoniła do mnie pani dyrektor, od której dowiedziałam się, że nie poczuwają się do odpowiedzialności, bo oni nie mają uboju drobiu, a to, że w ich firmowym sklepie sprzedawany jest drób to już nieważne. A w ogóle to dlaczego ja do niej dzwonię? ( Ona dzwoniła do mnie 2 razy) Powinnam oddać kurę do punktu, w którym zakupiłam i na tym etapie sprawę zakończyć, bo to nie jest sprawa ZM Zbyszko (tego dowiedziałam się od pani dyrektor, która chciała mnie zahukać, gdy powiedziałam o zamiarze zgłoszenia sprawy do Sanepidu), oskarżając mnie, że działam na czyjeś zlecenie by im zaszkodzić (gdy zadzwoniła złapała ją poczta głosowa, gdzie jest przedstawiona nazwa mojej firmy) stąd wyciągnęła swoje wnioski. Stwierdziła, że nie ma o czym ze mną rozmawiać, gdy powiedziałam, że mnie nie interesuje skąd pochodzi produkt, ale to że został zakupiony w ich sklepie firmowym, czyli sprzedany pod szyldem ZM Zbyszko. W tym momencie chciałam zawrócić i pojechać prosto do Sanepidu, ale jednak zaczęła warczeć, żebym przyjechała

Dotarłam do siedziby firmy. Po dłuższej chwili czekania, pojawiła się pani dyrektor i zaprosiła mnie na rozmowę. Najpierw pokazałam wyżej wymienioną kurę. Pani zbagatelizowała guzy widoczne pod skóra i że przyjechałam „ze śmierdzącą kurą i czego oczekuję”? Oczekiwałam wyjaśnień, jakim cudem ewidentnie chory ptak trafił do rąk konsumenta, skoro widoczne są guzy pod jego skórą? Pani stwierdziła, że nikt nie jest w stanie przeszkolić wszystkich ich 300 pracowników, którzy pracują w ich sklepach firmowych, żeby wyłapać gołym okiem widoczne guzy. Próbowałam pytać, jakim cudem to wyszło z ubojni i mnie nie interesuje skąd towar pochodzi, bo kupiłam go w ich sklepie firmowym i oni za jego sprzedaż odpowiadają! Argument, że chory drób mógł zostać podany na stół, między innymi małym dzieciom, do niej nie docierał. A ona? „Myli się pani, bo nie mamy ubojni drobiu” i może mi zwrócić koszty zakupu kury, a po chwili ewentualnie koszty całego paragonu.

Chciałam się dowiedzieć jakim cudem taka kura trafiła do sprzedaży? Odpowiedź brzmiała „Cała partia nie jest kontrolowana”. Najbardziej rozjuszyło mnie, gdy pani dyrektor rzuciła mi „przyjeżdża mi pani ze śmierdzącą kurą .” Pani dyrektor bardzo chciała odwrócić uwagę od tego, że kura miała widoczne gołym okiem zmiany chorobowe, skupiając się na tym, że zaczyna być ją czuć. Kura od piątku była przechowywana w lodówce, ale wiadomo, co z takim mięsem dzieje się po kilku dniach, jednak zapach kury był ważniejszy niż to, że miała widoczne guzy. Przy takim obrocie sprawy, stwierdziłam, że nie mamy o czym rozmawiać i wyszłam mimo iż pani dyrektor ZM Zbyszko próbowała mnie zatrzymać.

Sprawę kury, szczodrze obdarzonej w guzy zgłosiłam do odpowiednich służb, które ją zbadają. Jeśli jest dla Was ważne to, jak traktują nasze zdrowie duże firmy, stawiające tylko na zysk, a nie dbałość o nasze zdrowie, to udostępniajcie post opisujący mój przypadek!

Niejedyny przypadek?

Komentarze, które pojawiły się pod postem Pani Laury wyraźnie sugerują, że jej przypadek nie jest odosobniony i nie zdarza się wyłącznie w sieci sklepów, która została wymieniona powyżej. Pozostaje tylko zapytać – Czym oni nas karmią?! Co jeśli zjedzenie mięsa zwierzęcia chorego na np. nowotwór nie jest dla nas bez znaczenia?

Spotkaliście się z czymś podobnym?

Może Cię zainteresować