×

Weszli do mieszkania przez okno. Gdy otwierali beczki zobaczyli dziecięce główki

Dzieci w beczkach zostały znalezione w 2003 roku. Małżonkowie N. nadal odbywają karę więzienia. Córki, które przeżyły, trafiły do rodzin adopcyjnych.

Patologiczna rodzina

Ta przerażająca zbrodnia wydarzyła się niemal dwie dekady temu. W 2003 roku wstrząsnęła całą Polską. 47-letniego obecnie Krzysztofa N. i jego konkubinę, 48-letnią teraz Jadwigę N. nazywano potworami. Jednak ich sąsiedzi z ulicy Radwańskiej w Łodzi zapamiętali ich zupełnie inaczej. Nie podejrzewali, że ta skromna, nie rzucająca się w oczy para, zarabiająca na życie roznoszeniem ulotek, jest zdolna do takiego bestialstwa.

Jadwiga i Krzysztof poznali się w 1990 roku na łódzkim rynku. Krzysztof, pochodzący z patologicznej rodziny, właśnie przyjechał z Warszawy i założył na łóżku polowym stoisko z kasetami. Jadwiga, przedostatnia z siedmiorga rodzeństwa, pracowała w tkalni. Wprawdzie już na początku znajomości zauważyła, że Krzysztof staje się agresywny po alkoholu, ale myślała, że to się zmieni. W końcu po każdej interwencji policji czule ją przepraszał.

W 1992 roku na świat przyszła Monika, dwa lata później bliźniaki Kamil i Adaś. Krzysztof pił coraz więcej. W 1997 roku kazał partnerce usunąć kolejną ciążę.

Regularnie stosował wobec niej przemoc: bił, dusił aż traciła przytomność, katował również dzieci. Bił je bo sikały do łóżka, a ich nie stać było na pieluchy. Uważał, że to taka metoda wychowania, takiej samej używali wobec niego rodzice.

Kiedy złamał Kamilowi nogę, Jadwiga zawiozła dziecko do szpitala i skłamała, że wypadł z łóżeczka na klocki. Obrażenia wskazywały jednak na długotrwałe maltretowanie. Krzysztof N. za znęcanie się nad synem dostał dwa lata w zawieszeniu na pięć. Na jakiś czas zapanował spokój.

Kiedy opieka społeczna zabrała dzieci do domu dziecka, Krzysztof i Jadwiga nawet wzięli ślub, żeby je odzyskać. Jak wspominała w rozmowie z policjantami Jadwiga N.:

Przez pewien czas się poprawił. Szefowa w pracy załatwiła mu nawet wszywkę, ale sobie wydłubał.

Dzieci w beczkach

W 1999 roku Kamil narzekał na ból brzucha. Ojciec dał mu tabletkę przeciwgorączkową i czekoladę. Rano chłopczyk był martwy. Kiedy ciało w łóżeczku zaczęło się rozkładać, Krzysztof wpadł na pomysł, by schować je do beczki. Po namyśle uznał, że najlepiej będzie, jeśli umrze cała rodzina. Jednak środki nasenne z apteki podziałały tylko na dzieci. Adaś, który po zażyciu tabletek przestał oddychać, a jeszcze ojciec dodatkowo przydusił go w misce z wodą, został zamknięty w kolejnej beczce. W sumie było ich cztery, bo Krzysztof kupił okazyjnie po dwie w cenie jednej. Córka, zakneblowana kłębem waty trafiła do trzeciej beczki. Czwarta została dla Maciusia, którego narodziny były dla małżonków N. zaskoczeniem. Poród odbył się bez świadków ani pomocy medycznej. Krzysztof N. sam odebrał dziecko i od razu schował do beczki.

Śledczy zainteresowali się rodziną N., gdy wyszło na jaw, że dzieci nie chodzą do szkoły, a kurator ani sąsiedzi od miesięcy ich nie widzieli. Małżonkowie N. nikomu nie otwierali drzwi, nawet listonoszowi. W domu zostawała tylko najstarsza córka, Monika, ale nie mogła nic nikomu powiedzieć, bo ojciec zagroził jej, że wtedy zabiorą ją do domu dziecka, a rodziców do więzienia.

Kiedy 26 kwietnia 2003 roku śledczym udało się wreszcie wejść do mieszkania N. przez okno, okazało się, że Jadwiga znów jest w ciąży. Zeznała, że dzieci przebywają u krewnych.  Funkcjonariusze znaleźli w szafie niebieskie beczki, uszczelnione, obwiązane sznurkiem i obejmą. Po ich otwarciu funkcjonariusze zobaczyli jasnowłose dziecięce główki…

W jednej beczce były zwłoki dwojga dzieci – starszego i niemowlęcia, kolejną, także z dzieckiem umieszczono w nieco większej. W czwartej był następny noworodek. Jadwiga N. została zatrzymana. Zdążyła jeszcze ostrzec męża, który był z Moniką poza domem, że czeka na niego policja. Dwa dni później wpadł w ręce funkcjonariuszy.

Oboje zostali oskarżeni o brak pomocy Kamilowi i zabójstwo kolejnych dzieci, by ukryć śmierć chłopca. Krzysztof N. przyznał się do wszystkich zabójstw. Jego żona mówiła, że jedyną jej winą jest to, że nie powiedziała nikomu, co się u nich dzieje. Sąd uznał ją za współsprawczynię.

21 czerwca 2004 roku sąd wydał wyrok dożywocia dla małżonków N. Sąd apelacyjny zamienił go w przypadku Jadwigi N. na 25 lat więzienia. Podczas pobytu w więzieniu rozwiodła się i zmieniła nazwisko. Monika trafiła do adopcji zagranicznej. Najmłodsza córka, Sandra urodziła się w czerwcu 2003 roku w Zakładzie Karnym w Grudziądzu.

Źródła: www.fakt.pl

Może Cię zainteresować