×

„Upadłam w szpitalu na podłogę i zaczęłam rodzić. Położne na to, że nie mam pajacować”

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że ciąża, a w konsekwencji narodziny dziecka to jeden z najbardziej wyjątkowych okresów w życiu każdej kobiety. Z tego tytułu każda przyszła mama chce, aby przebiegała ona bez najmniejszych zastrzeżeń. Oczywiście, ogromne znaczenie w tym przypadku ma podejście personelu szpitala, w którym ma przyjść na świat maleństwo. Okazuje się jednak, że nie zawsze jest ono takie, jakbyśmy tego chcieli. Dowodem na potwierdzenie tych słów są historię naszych czytelniczek, które zalały w ostatnim czasie naszą skrzynkę pocztową. Imiona kobiet celowo zostały zmienione, aby mogły pozostać anonimowe.

Historia Patrycji

Swoją historią podzieliła się z nami Patrycja, która urodziła dziecko w 2012 roku, mając wtedy 17 lat. Tego traumatycznego wieczoru z pewnością nie zapomni do końca swojego życia.

Witam. Urodziłam w 2012 w Strzelanie. To był straszny wieczór. Miałam 17 lat, kiedy upadłam na podłogę zaczęłam rodzić. Po chwili przyszły pielęgniarki i stwierdziły, że mam nie pajacować. Mało tego, były tak niemiłe, że cięły mnie bez znieczulenia na żywca. Tak samo zakładały szwy. Założyły mi grube, nierozpuszczalne nici – jeszcze rok po porodzie miałam jeden szew w sobie. W 2015 roku rodziłam już w Inowrocławiu, gdzie opieka medyczna znacznie się różniła…

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez ? Fotograf Hamburg (@dsfotos.de)

Historia Kasi

Kasia miała 23 lata, kiedy zaszła w ciążę po raz pierwszy. Była z tego powodu bardzo dumna – w końcu od lat marzyła o posiadaniu synka. Kiedy więc dowiedziała się, że lada dzień zostanie matką chłopca, radości nie było końca. Nie spodziewała się jednak, że moment narodzin będzie dla niej tak traumatyczny. Niestety, jej historia nie ma szczęśliwego zakończenia – maleństwo przyszło na świat martwe, choć prawdopodobnie wcale nie musiało się to tak skończyć.

Miałam 23 lata, pierwsza ciąża, od zawsze wymarzony synek. Niestety, na chwilę przed porodem nie czułam ruchów dziecka. Chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do najbliższego szpitala. Mówię, że nie czuję ruchów i się boję. Lekarz stwierdził, że to normalne, że dziecko pewnie śpi, że jak do rana nie poczuje ruchów to mam przyjechać. Niestety, rano odwiedziłam oddział położniczy szpitala w Pucku. „O to Pani, dalej się nie rusza? Serce nie bije.” Przez 12 h wywoływali poród siłami natury, pod wieczór błagałam o CC „oj bo wykraczesz.” W końcu łaskawie zrobili CC jak się później okazało – niezbędne, bo syn był tak owinięty pępowiną, że nie miałam szansy urodzić naturalnie. O wsparcia psychologa, nawet 0 pytania o to, czy go potrzebuję, a w sąsiednich pokojach płaczące noworodki… już nigdy tam nie wrócę..

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez ?Νατα λία? (@n.a.d.i.a.x)

Historia Joanny

Joanna, która swoje pierwsze dziecko urodziła 5 lat temu, podzieliła się swoją historią, bo wierzy, że w ten sposób ochroni inne matki przed podjęciem ostatecznej decyzji odnośnie tego, w którym szpitalu przyjdzie im rodzić. Nie chce, aby przechodziły one przez to, co ona. Po tym, co przeżyła, wie, że nie można wybrać pierwszej lepszej placówki.

5 lat temu rodziłam pierwszego syna. Mieszkając w Łodzi wybrałam szpital im. Matki Polki. Rodziłam od 14 do 6 rano nie mając szans na szklankę wody, a co dopiero odrobinę empatii. Położna odbierająca poród zapytała, ile mam lat. Mówię, że 21, a ona na to „boże chociaż tyle dobrego z tej całej ciąży, bo już myślałam że 16”. na sali poporodowej byłam sama z moim synem. To moje pierwsze dziecko. Nikt mi nie powiedział co i jak? Jak przystawiać do piersi czy dać smoczka czy coś innego, aby nie płakał. Nikt nie zaglądał. Obydwoje z synem przepłakaliśmy 2 noce w szpitalu 

Dzisiaj Joanna jest matką dwójki dzieci. Jej drugie maleństwo przyszło na świat zaledwie pół roku temu. Tym razem sytuacja wydawała się być dużo bardziej nieciekawa. Ciąża kobiety była bowiem zagrożona. Mimo to udała się na badania do tego samego szpitala, co w przypadku pierwszego dziecka. Dziś już wie, że popełniła błąd.

Będąc na badaniach w tym samym szpitalu zarzucono mi, że źle wykonuję próbkę moczu, bo ciągle coś jest nie tak. Było owszem… niedoczynność tarczycy, cukrzyca i nadciśnienie. W 8. miesiącu właśnie zarzucono mi, że źle wykonuję badania moczu. Czułam, że jest coś nie tak. Poszłam do innego lekarza. Z Łowicza kazał natychmiast pojechać do innego szpitala. Tam padła niemal natychmiastowa decyzja  – cesarka. Kiedy synek przyszedł na świat, otrzymał 10 na 10 punktów. Mogło być inaczej, gdyby nie intuicja kochającej matki. Błagam ukarzcie mój tekst niech będzie ostrzeżeniem, że nie wolno ufać na ślepo lekarzom, ale sobie też i tego, aby rozważniej wybierać szpital

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Moresco Saúde (@morescosaude)

Czy tak to musi wyglądać?

Choć sytuacji z sali porodowych, o których panie wolałyby jak najszybciej zapomnieć, jest całkiem sporo, nie zapominajmy, że każdego dnia w Polsce na świat przychodzi tysiące maluszków. Maluszków, których poród odbywał się bez najmniejszych zastrzeżeń. Wystarczy spojrzeć na wiadomość, którą otrzymaliśmy od Natalii.

Dzień dobry, ja rodziłam na Polnej w Poznaniu, trafiłam na bardzo sympatyczną położną z powołania, to samo tyczyło się Pana doktora.

Jak myślicie, od czego to zależy? Czy są szpitale, których należy unikać szerokim łukiem ze względu na własne dobro i dobro dziecka? A może wszystko zależy od personelu, który w tym wyjątkowym dniu będzie przy nas czuwał?

Jedno jest pewne. Nie możemy pozwolić na to, aby personel szpitala powodował strach przed kolejnym zajściem w ciąże!

__________________________________
* Zdjęcia mają charakter poglądowy

Napisz do nas, jeśli spotkała Cię historia, którą chcesz się podzielić: redakcja@popularne.pl

Może Cię zainteresować