×

Tuż po narodzinach dziecka została sparaliżowana od szyi w dół. „Zaczęło się od mrowienia”

Przyjście na świat dziecka to jeden z najpiękniejszych okresów w życiu każdej matki. Tak samo było w przypadku 26-letniej Holly Gerlach z Edmonton w Kanadzie, która od zawsze marzyła o zostaniu kochającą mamą. Kiedy na świat przyszła jej córeczka imieniem Casey, wydawało jej się, że piękniej być nie może. Niestety, wszystko zmieniło się zaledwie kilka tygodni później, kiedy poczuła delikatne mrowienie w palcu. Po kilku dniach było już tylko gorzej.

W mgieniu oka jej świat wywrócił się do góry nogami

Zaczęło się od mrowienia w palcach, następnie osłabienia kończyn dolnych i silnego bólu w okolicach szyi. Zaledwie kilka godzin później miałam już problemy w chodzeniem. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Udałam się do szpitala, gdzie szybko zdiagnozowano u mnie zespół Guillaina-Barre’a (GBS). Przyczyna dolegliwości nie była jednak początkowo znana… 12 godzin później nie byłam już w stanie chodzić. Choroba postępowała wyjątkowo szybko. Od trzeciego dnia byłam na oddziale intensywnej terapii, który miał podtrzymać mnie przy życiu – wspomina zdruzgotana całą sytuacją Holly

Wkrótce choroba odebrała jej zdolność mówienia. Wycieńczona kobieta zdołała jedynie wyszeptać do pielęgniarek:

Bardzo cierpię

Czym jest zespół Guillaina-Barrégo zwany GBS?

Zespół Guillain-Barre (GBS) jest chorobą, w przypadku której w skutek mechanizmów autoimmunologicznych dochodzi do uszkodzenia nerwów. Pierwsze objawy tego zaburzenia obejmują różnego rodzaju osłabienia lub mrowienia w nogach. Objawy mogą postępować do momentu, aż osoba zostanie niemal całkowicie sparaliżowana. W konsekwencji nieleczone GBS może doprowadzić do śmierci m.in. poprzez zaburzenia w oddychaniu, problemy z ciśnieniem i nie tylko.

„Córka była dla mnie najważniejsza”

Podczas gdy Holly powinna opiekować się nowo narodzonym dzieckiem, leżała podłączona do respiratora i całymi dniami była monitorowana przez personel medyczny. Mała Casey była ze swoją mamą codziennie. Pomimo wyczerpującego bólu, Holly dzielnie walczyła, aby móc spędzić z nią jak najwięcej czasu.

To był bardzo straszny okres – pełen bólu, łez, zniecierpliwienia i depresji – dodaje Holly

Choroba, która w końcu ustępuje

Zespół Guillain-Barre to zaburzenie, z którego większość osób jest w stanie wyjść. Jest to jednak bardzo powolny i wyczerpujący proces. Ciężko zatem powiedzieć, ile czasu potrzeba, aby dana osoba wróciła do dawnej sprawności.

Pojawiła się nadzieja

Holly robiła wszystko, aby jak najszybciej wrócić do zdrowia i móc w końcu spędzać czas przy swojej córeczce. Po 10 tygodniach opuściła OIOM i mogła już samodzielnie oddychać. Odpowiednia rehabilitacja i ogromne wsparcie najbliższych sprawiło, że kobieta zaczęła czuć się lepiej.

„Zrobię wszystko dla mojej córki”

Choć świeżo upieczona mama musiała uczyć się na nowo takich podstawowych czynności, jak chodzenie, mówienie, czy jedzenie, wiedziała po co i dla kogo to robi. Pomimo bólu i dyskomfortu, Holly dawała z siebie wszystko. Nie mogła doczekać się powrotu do córki, dlatego ciężko pracowała m.in. nad sprawnością rąk. W końcu nadszedł czas, w którym była na tyle silna, aby samodzielnie przytrzymać i nakarmić swoje dziecko. Jak sama przyznaje, była to chwila, której nie zapomni do końca życia.

Gdy zobaczyłam cień szansy, że uda mi się wyzdrowieć, wzbudziło to we mnie ogień, aby pracować i wrócić do mojej córeczki

Pierwsze kroki

Holly każdego dnia stawała się coraz silniejsza. Już wkrótce była w stanie samodzielnie postawić pierwsze kroki. Po 126 dniach w szpitalu, ze stanu paraliżu zaczęła ponownie chodzić.

Wierzę, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Teraz, z perspektywy czasu uważam, że choroba GBS była jedną z najlepszych rzeczy, jaka mogła mi się w życiu przytrafić. Nauczyła mnie bardzo ważnej rzeczy, a mianowicie, że życie nie zawsze toczy się zgodnie z naszym planem. Musimy umieć reagować na wyzwania, które przed nami stawia. Możemy wybrać – albo pozwolimy, żeby ból nas złamał, albo staniemy się dzięki niemu silniejsi – mówi Holly

Powrót do domu i lekcja życia dla innych

Po czterech miesiącach od momentu zdiagnozowania choroby kobieta wróciła do domu i pomału odzyskiwała siły. Dzisiaj czuje się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej i cieszy się każdą chwilą spędzoną ze swoim maleństwem. To dla niej wygrała walkę o życie i lepsze jutro. Teraz dzieli się swoją historią, aby zwiększyć świadomość o problemie, które może dotknąć także inne kobiety.

Może Cię zainteresować