×

10-latek po 3 dniach pobytu na obozie zadzwonił do mamy. Błagał, aby zabrała go do domu

Kilka tygodni temu pisaliśmy artykuł o chłopcu, który w związku ze swoją chorobą, został wyproszony z sali gimnastycznej na koniec roku szkolnego, a świadectwo wręczono mu na korytarzu. Wszyscy byli oburzeni tym zachowaniem, tym bardziej że chłopiec chciał bardzo pożegnać swoich nauczycieli i nawet kupił im kwiatki.

Serce matki pękło tak samo jak w tej historii, gdy pani Ania dostała od syna smutny telefon z kolonii nad morzem

Piotrek poprosił mamę, aby ta po niego przyjechała, ponieważ nie może dłużej znieść tego, że nikt nie traktuje go poważnie, a dzieci śmieją się z tego jak wygląda. Swoją historią podzieliła się z naszą redakcją. Ciągle nie możemy uwierzyć, że dzieci potrafią być tak okrutne…

Mój dziesięcioletni Piotruś bardzo chciał pojechać na wakacje, jednak nie było mnie stać na to, aby całą rodziną wybrać się nad morze. Dlatego też zdecydowaliśmy z mężem, że wyślemy naszego synka do Kołobrzegu. Znaleźliśmy odpowiedni obóz, przeczytaliśmy opinie i uznaliśmy, że to będzie dobra decyzja. Nadmienię tylko, że mój syn jest osobą niepełnosprawną. W czasie narodzin lekarze walczyli o jego życie. Całe szczęście udało się im uratować moje dziecko. Niestety w wyniku przebytych komplikacji Piotruś ma jedną nogę krótszą a drugą dłuższą i związku z tym kuleje – nawet jeśli nosi obuwie korygujące tę różnicę.

Jeśli mam być szczera, to nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czy to może komuś przeszkadzać, bo uznałam, że to nie jest wada, która kogokolwiek mogła razić po oczach. Niestety okazało się, że jego rówieśnicy mają z tym ogromny problem…

Mój Piotruś zadzwonił do mnie już po trzech dniach pobytu nad morzem i powiedział, że nie chce już dłużej być w tym miejscu.

„Mamo proszę, zabierzcie mnie stąd. Ja wolę być w domu i nigdzie nie wyjeżdżać już nigdy, jeśli mam być tak traktowany. Wyzywają mnie od dzwonnika z Notre Dame, śmieją się ze mnie, dokuczają i wykluczają ze wszelkiej zabaw, bo i tak mówią, że nie dam sobie rady. Jeden z nich powiedział, że nigdy nie będę mieć dziewczyny, bo tacy frajerzy jak ja, są sami do końca życia. Naprawdę nie chcę tu być… Proszę zabierzcie mnie stąd”

Serce mi pękło na milion części. Nigdy nie pomyślałabym, że mój syn może być tak potraktowany. Jest taki sam jak wszystkie inne dzieci. Ma pragnienia, marzenia, chce być lekarzem i chce pomagać innym, bo wie jak ważna jest empatia w tym zawodzie. A ktoś w bezczelny i okrutny sposób zabiera mu to wszystko, mówiąc, że nic nie jest wart. Jak tak można? Gdzie są rodzice tych dzieci? Jak zostały one wychowane, żeby mówić innym coś takiego?

Współczujemy Piotrusiowi i mamy nadzieję, że na jego drodze więcej nie staną podobne osoby…

Może Cię zainteresować