×

Bilans ofiar koronawirusa w Polsce inny niż w rzeczywistości? Przypadek 42-latka

Jaki jest bilans ofiar koronawirusa w Polsce? Przypadek 42-letniego obywatela Chin, który zmarł w Warszawie w nocy z 24 na 25 marca pokazuje, że rzeczywista liczba osób zakażonych oraz ofiar śmiertelnych może być znacznie wyższa niż w oficjalnych statystykach. Czy powodem jest zbyt mała ilość wykonywanych testów?

Bilans ofiar koronawirusa w Polsce

Przed niemal dwoma tygodniami, 42-letni pastor chińskiego Kościoła Baptystów zmarł w swoim mieszkaniu na warszawskim Śródmieściu. Reanimacja mężczyzny zakończyła się niepowodzeniem i wówczas medycy ubrani w kombinezony ochronne zabrali z budynku ciało. Na miejsce przyjechała również policja.

Jak twierdzi żona zmarłego Hu Jing, wcześniej jej mąż wykazywał objawy charakterystyczne dla COVID-19. Co więcej, niedługo przed zachorowaniem przebywał w Niemczech, czyli jednym z największych skupisk epidemii koronawirusa w Europie. Zaraz po przyjeździe do Polski zaczął się źle czuć. Miał objawy grypy. Podczas konsultacji lekarskiej otrzymał zalecenie, aby prowadzić leczenie domowe, ale skierowania na wykonania testu na obecność SARS-CoV-2 nie dostał.

Gdy 42-latek zmarł, poinformowano wdowę, że zwłoki zostaną przebadane i w ciągu dwóch dni od przeprowadzenia badania powinna otrzymać wiadomość, czy był on zarażony wirusem z Wuhan. Rodzina od razu zdecydowała się przejść kwarantannę. Kobieta oraz jej dwóch synów przebywali cały czas w domu, oczekując na wynik testu. Mimo to przez kilka dni nie było żadnych wieści…

Nie przeprowadzono badań

Marcin Jacoby, sinolog z Uniwersytetu SWPS chciał pomóc chińskiej rodzinie. W tym celu skontaktował się z sanepidem. Powiedziano mu, że rodzina nie będzie oficjalnie objęta kwarantanną, dopóki badania nie potwierdzą obecności koronawirusa. Dowiedziawszy się o skomplikowanej sytuacji, w której znalazła się rodzina, sąsiedzi starali się wesprzeć odbywających kwarantannę. Robili dla nich zakupy i wynosili śmieci.

Jedna z sąsiadek zadzwoniła nawet do Zakładu Medycyny Sądowej, gdzie dowiedziała się, że ostatecznie nie wykonano testów z próbek pobranych od zmarłego. Kobieta zauważyła, że pracownicy instytucji zaangażowanych w walkę z koronawirusem unikają podawania nazwisk.

Dzwoniłam wszędzie i zauważyłam, że ludzie nie chcą się przedstawiać. I na policji, i w Zakładzie Medycyny Sądowej, i w sanepidzie. Ja to nawet rozumiem, wolą nie być twarzą tego, co się dzieje.

Trzy dni po śmierci męża, Chinka poczuła się gorzej. Pojawił się u niej kaszel oraz ucisk w klatce piersiowej. Pani Monika zadzwoniła do szpitala, aby zgłosić sprawę.

Na 112 pani na mnie nakrzyczała, że nie ma po co wysyłać karetki, przecież nie są w stanie takim, że coś im grozi, a karetki jeżdżą do umierających. Próbowałam więc dodzwonić się do sanepidu. Jakieś 150 razy wykręcałam numer, mówię to bez przesady. Wreszcie się udało. Ale najpierw nie chcieli zamówić karetki, bo skoro formalnie nie wiadomo, na co zmarł mężczyzna, to też nie wiadomo, czy rodzina się kwalifikuje na testy. A przecież on umarł z takimi objawami, że dla mnie ta rodzina w oczywisty sposób się kwalifikuje. Powiedziałam wreszcie, że ja nie chcę, by w pewnej chwili czterolatek zapukał mi do drzwi i powiedział, że jego mama nie oddycha. I zamówili karetkę. Zabrała rodzinę do szpitala MSWiA na Wołoską.

Na miejscu wykonano całej trójce testy, po czym pozwolono wrócić do domu taksówką!

Czy procedury nie zadziałały?

Dwa dni później poinformowano, że jedno z dzieci jest nosicielem koronawirusa. Badania zwłok nadal nie przeprowadzono. Stwierdzono, że nie ma potrzeby wykonywania testu, ponieważ śmierć nastąpiła w sposób naturalny i nie była wynikiem przestępstwa.

W związku, z tym Chińczyk nie został uznany na ofiarę Covidu-19 i nie wliczono go do oficjalnych statystyk, zawierających liczbę zakażeń koronawirusem w Polsce.

2 kwietnia okazało się, że drugi syn również jest zarażony SARS-CoV-2. Kobieta pomimo złego samopoczucia uzyskała negatywny wynik testu. Powiedziała, że jej dzieci przechodzą chorobę w sposób łagodny.

W szpitalu MSWiA otoczona jestem troskliwą opieką i uprzejmością lekarzy i pielęgniarek. Czuję się trochę lepiej, chłopcy prawie nie mają objawów choroby.

Ponieważ brak jest dowodu na to, że 42-latek zmarł na chorobę zakaźną, rodziny nie obowiązuje wymóg, aby pogrzeb odbył się w ciągu 72 godzin od momentu śmierci.

*Zdjęcia mają charakter poglądowy
Fotografie: Twitter (miniatura wpisu), YouTube, Twitter

Może Cię zainteresować