×

Ciężarna stanęła w obronie niepełnosprawnego syna. Pobita przez policjantów, poroniła

Czy ludzie są równi i równiejsi wobec prawa? Okazuje się, że tak, a ta historia jest tego najlepszym przykładem. Każdy, kto mieszka w Gdańsku, wie, że Biskupia Górka, to jedno z miejsc, które nie ma dobrej sławy. Wiele osób uważa, że mieszka tam tzw. „patologia”. Dlatego funkcjonariusze nie mieli skrupułów i użyli siły nawet wobec kobiety. Ba! Potraktowali ją w wyjątkowo okrutny sposób.

Chcieli tylko pomóc

Te iście dantejskie sceny rozegrały się 30 sierpnia 2014 roku. Anna Hallmann wraz z synami jadła obiad w ich mieszkaniu. Nagle usłyszała, że ktoś potrzebuje pomocy. Chłopcy bez zastanowienia ruszyli na pomoc. Okazało się, że funkcjonariusze policji używali siły wobec jakiegoś mężczyzny.

Użyli paralizatora

16-latek i 19-latek wybiegli na zewnątrz, aby sprawdzić, co się dzieje. Pani Anna wyznaje, że już po chwili zobaczyła, jak jej starszy, niepełnosprawny syn chce wrócić do mieszkania, ale nie może. Chłopak osunął się na ziemię. Matka natychmiast wybiegła po niego. 19-latek był nieprzytomny. Dopiero po czasie okazało się, że został dwukrotnie rażony paralizatorem. Kobieta próbowała zaciągnąć go do domu. Jednak nie udało się jej to. Chwilę później to ona miała zostać zaatakowana przez policjantów. 42-latka w rozmowie z Faktem.pl tak wspomina te chwile:

Udało mi się dociągnąć syna na próg klatki. Wówczas jeden z funkcjonariuszy, w jakimś nieprawdopodobnym szale, dobiegł do mnie i z całej siły zaczął napierać na mnie klatką piersiową. Zaparłam się rękoma i nogami o drzwi, żeby nie przewrócić się na leżącego na ziemi syna. Policjant napierał, by chwycić go przez moje ramię. Nie wiedziałam, co się stało. Pytałam funkcjonariusza, o co chodzi, za co chce bić moje dziecko, ale to wywołało w nim prawdziwą furię. Widząc tę agresję, krzyknęłam do syna, żeby uciekał do domu. Kiedy syn schował się w mieszkaniu, wówczas policjant wepchnął mnie na klatkę schodową i zaczął katować.

Niestety, to nie wszystko…

Dalsze słowa pani Anny są jeszcze bardziej szokujące i przerażające… Według niej jeden z policjantów chwycił ją za włosy i uderzał jej głową o ścianę, a drugi okładał pałką. Kobieta wielokrotnie traciła i odzyskiwała przytomność. Z dalszego czasu już niewiele pamięta. Wie tyle, ile usłyszała od synów oraz sąsiadów:

Podobno policjanci wywlekli mnie nieprzytomną przed budynek i ciągnęli po chodniku, jak przysłowiowy worek kartofli. Wtedy byłam już w pierwszych tygodniach ciąży. Wiem też, że twierdzili, że symuluję i nie chcieli wezwać karetki.

Straciła dziecko, a została oskarżona

Niestety, kilka dni po tych traumatycznych przeżyciach pani Anna poroniła. Kobieta postanowiła zrobić obdukcję, która potwierdza jej słowa. Niektórzy świadkowie nagrali, jak nieprzytomna leży na ulicy.

Myślicie, że ta sprawa skończyła się dyscyplinarnym zwolnieniem agresywnych funkcjonariuszy? Otóż nie. Jesteście w ogromnym błędzie. To pani Anna została oskarżona i usłyszała zarzut użycia przemocy wobec policjantów. Dopiero kilka dni temu – 12 lutego 2018 – zapadł wyrok. Kobieta została uznana za winną i skazana na 6 miesięcy ograniczenia wolności oraz obowiązek wykonywania 20-godzinnej, nieodpłatnej, kontrolowanej pracy na cel społeczny. Ma też wypłacić na rzecz pokrzywdzonych po 250 złotych odszkodowania. Wyrok ten nie jest jednak prawomocny i pani Anna ma zamiar się od niego odwołać.

Skromna i dobra

Na korzyść 42-latki zeznawali sąsiedzi, którzy twierdzą, że pani Anna jest dobrą kobietą, której życie nigdy nie rozpieszczało. Według nich nie mogłaby zachować się agresywnie.

Nie jestem osobą, która kiedykolwiek miała zatargi z prawem. Nigdy nie byłam karana, a teraz muszę żyć z piętnem przestępcy, pomimo że to ja zostałam potraktowana w karygodny sposób przez policję. A oni są bezkarni i śmieją mi się w twarz.

„Stróże prawa”…

Może Cię zainteresować