×

Przeszła 3 zabiegi aborcji. „Dziś starałabym się jak najbardziej uszkodzić płód”

61-letnia Polka wyznaje, że przeszła trzy zabiegi usunięcia ciąży. Było to w czasach socjalizmu, gdy aborcja była legalna. Do tej pory uważa, że podjęła właściwe decyzje.

Wyrok Trybunału Konstytucyjnego

Wczoraj, 22 października, Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodny z konstytucją punkt 2 ustawy z 1993 o planowaniu rodziny dopuszczający możliwość terminacji ciąży w przypadku gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu (do chwili osiągnięcia przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej); wystąpienie tej okoliczności stwierdza lekarz inny niż dokonujący przerwania ciąży.

Odtąd legalna aborcja będzie możliwa jedynie w sytuacji gdy ciąża jest wynikiem przestępstwa lub zagraża życiu lub zdrowiu kobiety ciężarnej.

W ten sposób został naruszony tak zwany kompromis aborcyjny, obowiązujący od 27 lat. Zanim wszedł on w życie, aborcja była w Polsce całkowicie legalna, praktycznie na życzenie.

61-letnia Polka opowiedziała o tamtych czasach w wywiadzie dla portalu Ofeminin. Jak wspomina, przeszła trzy zabiegi przerwania ciąży. Nigdy nie chciała mieć dzieci, pozostała bezdzietna, a swoich decyzji sprzed lat ani przez chwilę nie żałowała:

Byłam wtedy głupiutką studentką. Miałam 19 lub 20 lat. Był 1978 lub 79 rok. To była wpadka. I zwykły problem do załatwienia. Poszłam do studenckiej przychodni. Na pierwszej wizycie pani pielęgniarka chciała zacząć mierzenie brzucha, więc od razu jej powiedziałam, żeby sobie nie zawracała głowy, bo ja przyszłam po skierowanie na „skrobankę”. Studiowałam w Rzeszowie, więc poszłam do szpitala wojewódzkiego. Trzeba było umówić wizytę, przyjść na zabieg i tyle.

Na drugi zabieg, kilka lat później, poszła z mamą, tym razem do prywatnego gabinetu. Jak tłumaczy, chodziło o czas:

Wtedy byłam żoną damskiego boksera. Gdy zaszłam w ciążę powiedziałam obojgu rodzicom, że nie ma mowy o dzieciach. Mama poszła ze mną w ramach wsparcia. Poza tym, to był już jakiś 12 tydzień, więc ostatni moment, żeby to zrobić legalnie. Trochę panikowałam, że nie zdążę, więc żeby było szybciej mama zdecydowała, że zrobimy prywatnie.

61-letnia Polka wyznaje

Kolejną aborcję przeszła trzy lata po drugiej, w wieku 27 lat. Jak wspomina 61-latka, z perspektywy czasu nie żałuje tamtych decyzji. Nie odczuwała ani nie doczuwa wyrzutów sumienia, ani też nikt na nią krzywo nie patrzył w przychodni czy szpitalu. Lekarze nie zasłaniali się klauzulą sumienia, ani nie straszyli pacjenta piekłem i traumą do końca życia. Jak wyznaje kobieta, była tak zdeterminowana, żeby nie urodzić dziecka, że gdyby nie miała możliwości dokonania legalnej aborcji, na pewno szukałaby innych możliwości:

Pewnie zrobiłabym sobie jakąś krzywdę. Dziś pewnie starałabym się jak najbardziej uszkodzić płód, żeby zaszła konieczność aborcji… Aborcja to najlepsza decyzja mojego życia. Pamiętam komunę. Miała lepsze i gorsze strony, ale akurat przepisy aborcyjne były w porządku. Przecież nikt nikogo nie zmuszał do aborcji. Kto miał inne poglądy mógł płodzić jak królik. Moim zdaniem, generalnie jeśli chodzi o opiekę zdrowotną, wtedy było bez porównania lepiej niż w tej chwili. Nie rozumiem, jak można tak zmieniać prawo, przy jednoczesnym braku jakiejkolwiek pomocy ze strony państwa. To jest zawieszanie kobiecie kamienia na szyi. W dodatku, przecież taki rodzic musi żyć ze świadomością, że kiedy go zabraknie, nikt jego dzieckiem się w tym kraju nie zajmie. Osobiście, nie chciałabym by taki los czekał moje dziecko.

 

 

Źródła: www.ofeminin.pl, wiadomosci.gazeta.pl, pl.wikipedia.org

Może Cię zainteresować