×

10.000 kroków w supermarkecie. Kto da więcej?

Jeden z dzienników regionalnych opublikował żale pracowników kas samoobsługowych, że muszą się przy nich nachodzić. Artykuł wywołał oburzenie innych grup zawodowych. Trwa licytacja, kto robi dziennie więcej kroków.

Inwazja kas samoobsługowych

Kasy samoobsługowe stają się coraz bardziej popularne. Instalują je niemal wszystkie globalne sieci handlowe. Klienci z reguły traktują to rozwiązanie życzliwie, choćby dlatego, że mogą skanować towary we własnym tempie, nie mając wrażenia, że kasjer się na nich uwziął.

Nieco gorsze odczucia mają osoby odpowiedzialne za kasy samoobsługowe. Narzekają, że trzeba się przy nich nachodzić, bo ciągle coś się dzieje: a to klient nie umie zeskanować kodu, a to coś się zawiesiło w systemie, albo trzeba anulować transakcję.

Jedna z pracownic Biedronki podczas dnia pracy miała w kieszeni telefon, który zliczał jej kroki. Wyszło 10 tysięcy na jednej zmianie. Poskarżyła się „Dziennikowi Wschodniemu”, który opublikował artykuł na ten temat. No i się zaczęło…

Pielęgniarki i nauczycielki

Do licytacji stanęły pielęgniarki. Jedna z nich ujawniała w komentarzu zamieszczonym pod artykułem:

Ja na dyżurze w szpitalu 10 tysięcy kroków robię do godziny 11. A dyżur zaczynam o 7 i kończę o 19

Nauczycielka wprawdzie przyznała, że kroków jej wychodzi mniej, ale za to musi biegać po piętrach. No i trzeba wziąć pod uwagę, że dzień pracy nauczyciela jest przeważnie krótszy niż pracowników służby zdrowia.

 

Ja jestem nauczycielką w szkole podstawowej i robię 6-8 tys. kroków w ciągu dnia pracy. W tym pokonując 3 piętra.

Swoje dołożył inny czytelnik, nie zdradzają jednak, jaką grupę zawodową reprezentuje:

 

Śmiech na sali! Kilka lat temu miałem pracę w której robiłem średnio 15-17 tys. kroków (też mierzone telefonem) i do głowy mi nie przyszło się z tego powodu skarżyć komuś! Ba, byłem zadowolony, toż to samo zdrowie było.

Niektórzy zauważali, że 10 tysięcy to ilość kroków zalecana przez Światową Organizację Zdrowia. Czyli można stąd wysnuć wniosek, że warto w Biedronce pracować, choćby dla zdrowia…

Związki zawodowe są niezadowolone

Zdaniem przewodniczącego MOZ NSZZ Solidarność Carrefour Polska, zainstalowano kasy samoobsługowe, ale nikt nie pomyślał o tym, kto miałby się nimi zajmować.

W hipermarketach do kas samoobsługowych wyznaczana jest jedna osoba na zmianę. To ona sprawdza, co się dzieje na monitorze kontrolnym, a gdy klient ma problem, musi do niego podejść, pomóc mu lub anulować transakcje. Trudniejsze zadanie mają pracownicy supermarketów. W wielu z nich nie ma osoby przypisanej do kas samoobsługowych. Klientom pomagają tam pracownicy punktu obsługi klienta lub kasjerki ze skrajnych stanowisk. Mają oni wykonywać swoją pracę, w razie potrzeby pomagać klientom samoobsługowym, a gdy któryś z nich zdenerwuje się i wyjdzie to także odnieść zostawiony przez niego towar.

Zdaniem związkowca, jedynym wyjściem jest podwyższenie płacy minimalnej, zwłaszcza pracownikom z dłuższym stażem.

Odpowiedź sieci

Jak zapowiadają supermarkety, liczba kas samoobsługowych będzie rosnąć, bo klienci polubili to rozwiązanie. W tej sytuacji pracownicy zaczęli się zastanawiać, czy w ogóle będą jeszcze potrzebni. Przewodniczący związku zawodowego Carrefour Polska widzi to tak:

Od cyfryzacji nie uciekniemy, ale musimy wiedzieć, że – wbrew temu, co twierdzą sieci handlowe. Mamy handel elektroniczny, a pokolenie dzisiejszych 20-latków kupuje już tylko przez internet. Pracownicy sklepu nie są potrzebni. Wchodzą kasy samoobsługowe. Szacuję, że powstanie czterech takich kolejnych jest równoznaczne z tym, że sześciu pracowników traci pracę. Cyfryzacja jest zagrożeniem dla stanowisk pracy.

Wolicie kasy samoobsługowe czy tradycyjne?

Źródła: www.dziennikwschodni.pl