×

Nikt nie lubił pacjentki z tej sali. Dopiero gdy zmarła, jedna z kobiet wyjawiła jej tajemnicę

Takie zasłyszane historie co jakiś czas pojawiają się w sieci, ale ta wyjątkowo daje do myślenia i sprawia, że warto zatrzymać się na chwilę i przemyśleć, co jest w życiu ważne i jakie wartości powinny być cenne.

Szpitalne spotkanie

Wydawać by się mogło, że w szpitalu nie doświadczę czegoś takiego. Przeżyłam coś, co z pewnością nie zdarza się zbyt często. Wszystko zaczęło się pewnego dnia, gdy zaczęłam zbierać się do pracy i nagle zorientowałam się, że nie czuję połowy swojej twarzy. Już kiedyś miałam neurologiczne problemy, ale nigdy nie myślałam, że dojdzie do takiej sytuacji. Pojechałam na pogotowie, trafiłam na oddział neurochirurgii. I szczerze mówiąc myślałam, że odpocznę trochę od pracy, w której na każdym kroku coś ode mnie chcieli. Do sali weszłam właśnie z taką myślą, ale… Ujrzałam cztery kobiety znacznie starsze ode mnie, które była w ciężkim stanie. Wiem, że to może zabrzmieć egoistycznie, ale byłam wkurzona. Zajęłam swoje miejsce i wyciągnęłam książkę z torby.

Już po chwili moją uwagę zwróciła jedna z kobiet. Wyróżniała się swoim wyglądem. Była zadbana, w schludnej piżamie i bystrym spojrzeniu. Gdy już miałam do niej coś powiedzieć, ona wyprzedziła mnie i na głos podzieliła się swoimi przemyśleniami: „Kolejna, która chce uniknąć pracy i dostaje lewe zwolnienia. Kiedyś ludzie byli bardziej ambitni”. Zamurowało mnie. Zawsze wiedziałam, co powiedzieć w podobnych sytuacjach, ale tym razem czułam się tak, jakbym dostała w twarz. Przecież to nie była prawda! Wtedy sobie obiecałam, że pokażę tej przemądrzałej paniusi, gdzie raki zimują.

Dni mijały, miałam robione kolejne badania i coraz więcej dowiadywałam się o mojej sąsiadce z sali. W czasie pobierania krwi jedna z pielęgniarek zwierzyła się, że nie ma ochoty zajmować się właśnie tą 85-latką, bo jest wyjątkowo niemiła. Cóż, musiałam w myślach przyznać jej rację i tylko modlić się, aby jak najszybciej opuścić to miejsce. Niestety nie było to takie łatwe, bo zarówno ja jak i towarzyszka z sali, miałyśmy dużo badań i lekarze nie byli w stanie postawić jednoznacznej diagnozy. Pani Perfekcjonistka dokuczała nie tylko nam, ale i sprzątającym salę. Potrafiła palcem wskazywać brud i sugerować, że tylko w Polsce tak źle się dzieje. Kilka razy miałam ochotę odpowiedzieć, ale zawsze w porę się opamiętywałam. Zastanawiające było także to, że nikt do niej nie przychodził. Przecież po dwóch tygodniach na pewno ktoś by się pojawił. I wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że jej zgorzkniałość może wynikać z samotności. Obserwowałam ją przez następne dni, ale niestety nie było w niej nawet odrobiny empatii wobec innych osób.

Myślałam, że wyjdę ze szpitala, mając w pamięci kobietę-zołzę, która wszystkim dogryzała i stawiała na swoim nawet w rozmowach z lekarzami. Jednak wszystko zmieniło się, gdy pewnego dnia zaczęłam po raz kolejny czytać moją ulubioną książkę. Wtedy Pani Perfekcjonistka długo mi się przyglądała. Trochę mnie to irytowało i gdy już miałam się odezwać, z jej ust padło nagle: „Wiesz kto przetłumaczył tę książkę?”. Oczywiście, że nie wiedziałam, bo nie przywiązuję do tego uwagi, ale z grzeczności spojrzałam na pierwszą stronę. Widniało tam nazwisko jakiejś kobiety. Zajęło mi to parę sekund, aby spojrzeć na kartę pacjenta mojej sąsiadki. Zgadzało się! To była ta sama osoba. Nie mogłam uwierzyć w taki zbieg okoliczności. I od tamtej chwili na nowo poznawałam Panią Perfekcjonistkę.

Dowiedziałam się o tym, ile w życiu przeszła i z czym musiała się zmierzyć. W bardzo młodym wieku zaszła w ciążę z miłością swojego życia. Niestety wojna to wszystko chciała im odebrać. Mąż trafił do obozu, a córka zmarła w wyniku komplikacji po zapaleniu płuc. Moja sąsiadka w wieku 22 lat została wdową, która opłakuje śmierć swojego jedynego dziecka. Bardzo długo nie mogła otworzyć się na ludzi. Po drodze zaczęła studia i naukę języków obcych. Zakochała się w pewnym Francuzie, gdy miała 45 lat i ich związek trwał do tamtego roku, gdy mężczyzna zginął w wypadku. Bolało ją to, że nigdy razem nie mieszkali, że dużo do siebie pisali, ale nie tworzyli relacji, która mogłaby być pewnym fundamentem. Pierre zmarł, a ona dowiedziała się o tym dopiero od jego sąsiadów, gdy zdecydowała się po tygodniach ciszy odwiedzić ukochanego. Życie jej nie rozpieszczało i dzięki temu, że się przede mną otworzyła, wiedziałam, że jest człowiekiem o ogromnym sercu. Nie narzekała na brak pieniędzy, ale zamiast w siebie, inwestowała w pomoc sierotom i starcom.

Tego dnia miałam mieć rezonans w innym szpitalu. Rano jeszcze z moją sąsiadką zjadłyśmy pączka i obiecałyśmy sobie omówić wieczorem rozdział z mojej ulubionej książki. Gdy po kilku godzinach wróciłam do sali, Pani Perfekcjonistki w niej nie było. Pomyślałam, że poszła się umyć lub jest na badaniu. Gdy mijała druga godzina, poszłam do pielęgniarek zapytać się o nią. Wtedy usłyszałam: „Kochana, nie ma już tej pacjentki. Zmarła kilka godzin temu, miała zawał. Już nie będzie Wam dokuczać”. Poczułam ogrom mieszanych uczuć. Chciałam wykrzyczeć im w twarz, że wcale jej nie znały i nie miały pojęcia, jakim jest człowiekiem. Wróciłam do sali, chwyciłam za książkę z jej tłumaczeniem i zaczęłam płakać. To były łzy bezsilności, smutku, obawy przed samotnością i naprawdę szczere współczucie. Długo nie mogłam się po tym pozbierać, ale uznałam, że jestem coś tej kobiecie winna. Zajęłam się jej pogrzebem, choć nie było to takie łatwe. Pożegnałam ją w samotności. Regularnie odwiedzam jej grób i pamiętam o świeżych kwiatach.

Oceniając kogoś powierzchownie, nie dajemy sobie i innym szansy na to, aby się poznać. Pod maską zgorzkniałej i wrednej osoby, może kryć się ktoś, kto pragnie miłości i akceptacji jak nikt na świecie.

Może Cię zainteresować