×

„Gdybyśmy zostawili Eli i poszli po Tomka, ona by umarła”. Szczere wyznanie jednego z ratowników

Tomasz Mackiewicz i Elisabeth Revol zdobyli Nanga Parbat (8125 m n.p.m.). To dziewiąty co do wysokości szczyt świata. Jest wyjątkowo trudno dostępny i niebezpieczny, szczególnie zimą. Próby jego zdobycia do 2003 roku odbyły się 200 krotnie, a 61 wspinaczy poniosło śmierć.

Wyprawa Tomka i Eli niestety również nie miała szczęśliwego zakończenia. W akcji ratunkowej tej dwójki wzięła udział czwórka Polaków: Adam Bielecki, Denis Urubko, Jarosław Botor i Piotr Tomala. Wspólnymi siłami uratowali życie Elizabeth Revol, do Mackiewicza nie udało się dotrzeć.

Adam Bielecki w rozmowie z wyborcza.pl przedstawił swoje stanowisko w tej sprawie:

Nie miałem żadnych wątpliwości, że muszę polecieć i zrobić wszystko, co mogę. Zawahałem się sekundę dopiero na Nandze, przy kamieniu, za którym zaczyna się właściwy Kuluar Kinshofera. Zrobiłem krótki rachunek sumienia: dwa lata temu prawie zabiłem się tu za dnia, w dodatku mam zasadę, że nie korzystam ze starych lin poręczowych. A teraz miałem nocą wspinać się po starych poręczówkach. To był moment, kiedy uderzyło mnie, jak niebezpieczne jest to, co robimy. Ale zaraz przyszła myśl: „Tomek i Eli potrzebują nas, jeśli nie pójdziemy – zginą”.

Gdybyśmy zostawili Eli i poszli po Tomka, ona by umarła. Nie mogliśmy jej zostawić, nie przeżyłaby nocy. Nie była w stanie schodzić sama, a nie mieliśmy namiotu, śpiwora, niczego poza maszynką do gotowania, co moglibyśmy jej zostawić. A Eli nie byłaby w stanie obsłużyć kuchenki zamarzniętymi dłońmi. Wyruszenie po Tomka skazałoby Eli na śmierć. Zapytałem ją: „Czy Tomek jest w stanie poruszać się samodzielnie?”. Odpowiedziała, że nie, ma odmrożone nogi i ręce, leży, nic nie widzi.

Pogoda się pogarszała. Nawet przy optymistycznym założeniu, że prognoza by się nie sprawdziła, wiatr by zelżał, a z Denisem mielibyśmy siły, by pokonać 1300 m przewyższenia, co zrobilibyśmy po dotarciu do Tomka? A przecież te 1300 m to drugie tyle, ile zrobiliśmy, tylko na większej wysokości, przy dużo silniejszym wietrze, w większym zimnie, bez lin poręczowych, których wyżej nie ma.

Dochodzimy do Tomka i co dalej? Musielibyśmy go znosić. A dwie osoby, bez zasobów, nie są w stanie tego zrobić. To fizycznie niewykonalne. Nikt w tych warunkach i okolicznościach nie dałby rady. Nie decydowaliśmy sami, skontaktowaliśmy się z kierownikiem akcji, Jarkiem Botorem. On konsultował się z bazą pod K2, z Krzyśkiem Wielickim. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że musimy się skupić na ratowaniu Eli.

Tym wszystkim, którzy śmieją się, w jakim stylu działał Tomek, krytykują go jako wspinacza, chciałbym powiedzieć, że Tomasz Mackiewicz zdobył praktycznie w stylu alpejskim jeden z najtrudniejszych ośmiotysięczników. Dokonał tego częściowo nową drogą. Zrobił to w zimie. To sportowe osiągnięcie na skalę światową. Ktoś niekompetentny nie byłby w stanie tego zrobić. Osiągnął wymarzony cel, postawił pomnik swojej niezłomności. Ma to inne znaczenie, bo zapłacił za to najwyższą cenę, ale w dalszym ciągu jest to ważne.

Może Cię zainteresować